„Nie oddam dzieci!”, ale zająć to się nimi nie zajmę!

    Jeśli chodzi o te tak zwane poważne książki Katarzyny Michalak, to jest z nimi różnie. Była Nadzieja, która miała jakieś tam zalety, ale była również Bezdomna, która wpisałem na listę najgorszych książek mojego życia. Nie oddam dzieci! to pozycja specyficzna, którą wydawca poleca jako najmocniejszą powieść Katarzyny Michalak. No ciekawe. Pani Kasia poobrażała w niej jeszcze więcej ludzi niż w Bezdomnej? A może jest tu więcej gwałcenia niż w Kronikach Ferrinu? Książka robi dobre pierwsze wrażenie już samą dedykacją, z której wynika, iż Michalak żegna się z życiem za każdym razem, gdy ma wyruszyć w podróż po polskich drogach. Ja nie chcę nic sugerować, ale to jest paranoja.

    Michał Sokołowski jest uznanym lekarzem, który bierze wszelkie możliwe dyżury i prawie w ogóle nie siedzi w domu. Żonka Marta opiekuje się domem oraz dziećmi - Mają, Zbysiem i Antosiem no i przy okazji jest w kolejnej ciąży. Generalnie wszystko fajnie, ale tak naprawdę małżeństwo jest dysfunkcyjne. Marta nieraz groziła Michałowi, że go zostawi, ale on to zbywa. W sumie nie wiem, jaka ta rodzina jest naprawdę. To jest jednak nieważne, ponieważ i tak Marta oraz Antoś giną w wypadku samochodowym, a pozostawiony sam Michał pogrąża się w żałobie, smutki zapija alkoholem, natomiast dzieci ma głęboko w poważaniu. Jeśli chodzi o realizację samego tytułu, jest to dosłownie na samym końcu książki, zakończone w ramach jednej rozprawy sądowej. Zdecydowanie najlepszym elementem powieści jest sam jej początek, gdy poznajemy odpowiedzialnych za wypadek Tadka i Alfreda. Ten pierwszy to lokalny przygłup, a drugi to rozpuszczony i zdegenerowany synalek polityka. Poznają się i jeżdżą po okolicy podrywając dziewczyny, by uprawiać seks. Czytając to miałem bardzo silne skojarzenia z Bigheadem Edwarda Lee. Oczywiście każdy kto tamtą książkę zna, może się zdziwić, że pani Katarzyna mogłaby pójść w te klimaty. Nie posądzałbym ją o czytanie takich bezeceństw. No i oczywiście nie poszła, ale miałem przynajmniej dzięki temu skojarzeniu jakąś przyjemność z Nie oddam dzieci!, także proszę nie mieć do mnie pretensji. Ja nie mam pojęcia, o czym jest ta książka. Nie potrafi się rozkręcić, a gdy już mamy konkrety, wszystko się kończy. Do tego dochodzi ten śmieszny wątek Alfreda, który rozpoczyna się komediowo (jak już wspominałem, Edward Lee) i kończy komediowo.

    Chyba nie ma sensu pisać o tym, że wszystko jest tak przerysowane, jak to u Michalak zawsze jest. Tutaj ktoś mógłby mi zarzucić, że przecież u Lee też wszystko jest wyolbrzymione, więc czemu się tego czepiam w przypadku pani Kasi. No bo twórczość Michalak nie jest przerysowana celowo, żeby czytelnika rozbawić. Nie sądzę, żeby ona chciała mnie w Nie oddam dzieci! rozbawić. Tymczasem Lee dostarcza satysfakcji z obrzydliwości. Tyle.

    Oczywiście, że temat jest ciężki, miło też, że autorka tym razem opowiada o mężczyźnie… ale co z tego? Nie jest sztuką poruszyć ciężki temat, sztuką jest zrobić to dobrze. Niestety Katarzyna Michalak jedyne co potrafi zrobić, to wypełnić powieść postaciami nakreślonymi tak grubymi krechami, że nie da się ich traktować poważnie. Super męski protagonista, który nie umie poradzić sobie z typowo kobiecymi obowiązkami oraz emocjami po stracie żony? Jest. Oddana, nieśmiała, pomocna i dobra stażystka? Jest. Obleśny, zawistny i wyuzdany lachociąg, który od razu podrywa świeżo wolnego lekarza? Jest. Wredne szwagierka oraz teściowa, które bez powodu nienawidzą Michała i są tak pozbawione empatii, jak to tylko możliwe? Są (a tak swoją drogą szwagierka jest tak zła, że… znęca się nad kotkami). Niewinne dzieci bez charakteru? Są. Wierny, męski przyjaciel? Jest. Kobieta-pistolet w adwokackiej todze? Jest. Ponadto oczywiście rodzina nie jest dla Michała wsparciem, bo… no nie wiem dlaczego, ale pewnie znalazłby się jakiś dobry powód, tyle że pani Kasia zapomniała uczynić stosowny wpis w powieści.

    Miało być przejmująco i poważnie, a wyszło śmiesznie i kuriozalnie. Michalakverse po raz kolejny udowadnia, że jest miejscem, w którym nikt normalny by nie wytrzymał nerwowo przez głupotę tych tak zwanych ludzi. Jeśli Michalak nie zacznie traktować ludzi poważnie i z wrażliwością, jej książki nigdy nie będą dobre. Czy smutny jest los rodziny Sokołowskich? No oczywiście, ale przez nagromadzenie głupot nie mogę traktować tej historii poważnie.

    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To przykre, że życząc „Spełnienia marzeń!”, mamy na myśli uwolnienie się od patologii, nieszczęść i cierpienia, a nie na przykład kupienie sobie ładnego domu (ale w sumie go nie potrzebujemy, przecież zawsze go dostajemy u pani Katarzyny Michalak za pół darmo)

„Vertical”, czyli chyżo pikujmy dla objawienia!

Oby był to dobry „Omen”