Stefan Żeromski pokazuje „Urodę życia”

    Moja relacja ze Stefanem Żeromskim jest skomplikowana. Z jednej strony nie przepadam zbytnio za jego twórczością, ale po Dziejach grzechu dałem mu szansę i myślę, że póki poziom nie spadnie do tego, czego mieliśmy okazję doświadczyć przy Ludziach bezdomnych i Popiołach, nie ma co podchodzić do książek tego pana negatywnie. A Uroda życia najwyraźniej komuś dużo dała. Na tylnej okładce mojego egzemplarza pozytywnie o powieści wypowiadają się Maria Dąbrowska i Stanisław Brzozowski. To znaczy ten drugi mówi o książkach, więc może ma na myśli cały dorobek literacki Żeromskiego. No cóż, jeśli tak, to może nawet bym się zgodził, że czytanie pana Stefana przeobraża, ale chyba moja opinia miałaby trochę inny ton. Bardziej sceptyczny.


    Książka jest kontynuacją noweli Echa leśne, o której mogę powiedzieć tylko tyle, że nawet mi się podobała, ale nie żebym miał potrzebę się nad nią zachwycać. W każdym razie, w Urodzie życia obserwujemy losy Piotra Rozłuckiego, który został wychowany przez stryja generała na wiernego Rosji carskiego oficera, mimo ostatniej woli ojca, który to chciał, żeby Piotr był Polakiem. No i powiedzmy, że życie Piotra było całkiem proste, do momentu, gdy chociażby widok mogiły ojca (nie tylko mogiły, ale to polecam już odkryć samemu) coś w nim zmienia. Nie pomaga też zachowanie jego quasi-narzeczonej Tatiany, Rosjanki. Taki jest początek, a potem książka się rozwija, prowadząc do naprawdę świetnego, nawet lekko mrocznego finału. Wydaje mi się, że po tym jak Żeromski popuścił hamulce przy okazji Dziejów grzechu, tym razem chciał napisać trochę spokojniejszą książkę i to mu z pewnością wyszło. Nawet okej jest ta fabuła, mamy rozwój protagonisty, ciekawy wątek z Tatianą czy całym otoczeniem, chociaż gdzieś tak po połowie dobre wrażenie sobie niestety znika i Uroda życia zaczyna mocno przynudzać.


    Żeromski uskutecznia tutaj coś, co ludzie przychylni nazwać mogą piękną polszczyzną, a mniej przychylni bełkotem. Ja napiszę w ten sposób - pan Stefan bardzo lubi długie opisy, a że akcja toczy się wolno (poza przeskokami czasowymi, ale to pomińmy), te opisy się ciągną i ciągną i często są naprawdę niepotrzebne. A ja wiem, że Żeromski potrafi pisać dobrze, bo czytałem trochę jego krótszych form literackich i w nich jego pióro jest sprawniejsze. Uroda życia nie jest długą powieścią, ale i tak można byłoby ją skrócić. Jednak spieszę uspokoić - nie jest tak tragicznie, jak było w Popiołach, da się to przeżyć.


    Ta książka ma wady i nie jest specjalnie pobudzająca. Natomiast jest tu trochę humoru, mało, ale jest i bardzo pozytywnie mnie to zaskoczyło. Dzieje grzechu nadal pozostają w mojej opinii najlepszą powieścią Stefana Żeromskiego. Mimo to jeżeli lubisz twórczość tego faceta, Uroda życia na pewno przypadnie ci do gustu. Nic dziwnego, że jej popularność nie jest specjalnie duża, bo jest ona trochę taka niepozorna, cicha, nieśmiała. Także powinna się spodobać, no chyba, że czytałeś tylko Dzieje grzechu i oczekujesz tego samego, w takim wypadku na pewno się zdziwisz i może rozczarujesz. I nie wydaje mi się, żeby ta książka miała coś wspólnego z czasopismem o tej samej nazwie. Chociaż byłoby to niezwykle ciekawe, gdyby było ono pod patronatem czy ku pamięci Stefana Żeromskiego.


    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka