„Bazar” złych jajec

    Z sięganiem po takie książki zawsze wiąże się ten przyjemny dreszcz niepewności - z czym tak naprawdę będę mieć do czynienia? O samym autorze nie wiem nic i wydaje się, że John Biapol to jedynie pseudonim, za którym kryje się jakaś tajemnicza osoba, która nie chce się ujawnić wiernemu czytelnikowi. Tak czy inaczej przy pracy nad książką brały też udział Marzena Wierzbowska w nieznanej roli oraz Ewa Łukasińska, autorka poezji. To generalnie jest o tyle smutna wiadomość, że wiersze w Bazarze nie są jakieś tragiczne i fajnie wpisują się w opowieść. Jednak skoro Biapol nie jest najwidoczniej ich autorem, nie będę chwalił. Przyczyna jest prosta - Ewa Łukasińska nie jest wpisana na okładce jako współautorka.


    W roku 3245 ludzkość wiedzie spokojne życie bez wojen i jakichkolwiek granic, jednak kiedy zostaje nawiązany kontakt z mieszkańcami planety Bazar (których z jakiegoś powodu nazywa się Bazarkami, co jest trochę dziwne, Ziemianie powinni używać innego określenia, żeby przypadkiem kosmitów z Bazaru nie obrazić), zaczynają się pewne zmiany i wymiany między cywilizacjami. No i według opisu z tyłu książki Bazar chyba miał (albo miała, ciężko powiedzieć, jak to prawidłowo odmieniać) być powieścią o zderzeniu się świata przyszłości z obcym, jednak w praktyce sedno książki jest trochę inne. Mówiąc najprościej jak się da - nie ma go wcale. Przede wszystkim towarzyszymy paru mieszkańcom Ziemi i to przez ich raczej nieciekawe i bzdurne przygody poznajemy jak wygląda życie w XXXIII wieku. No bo książka Bazar chyba miała być w zamierzeniu być zabawna. Wiadomo, śmiechy hihy, tego typu nastroje. Na czytałem już śmieszkowate science fiction, niestety Bazar to raczej niski poziom. Chociaż muszę przyznać, że książka jest dość pocieszna i nieraz zdarzyło mi się uśmiechnąć. Wracając do fabuły, po prostu widzimy rzeczy, ale nie ma to żadnego sensu i celu i cały czas zadawałem sobie pytanie jaki w końcu będzie rezultat, a potem powieść się kończy i zostajemy bez odpowiedzi. Wprawdzie Biapol zapowiada w posłowiu kontynuację… która będzie prequelem, czyli niczego nie wytłumaczy.


    A co do samej powieści, bo kogo obchodzi jakaś kontynuacja, to chciałbym pochylić się nad doskonałą robotą wydawnictwa Novae Res. Zgodnie z informacjami z mojego egzemplarza powieści nikt tego nie redagował i to widać. A poza tym pełno tu błędów czy źle postawionych znaków interpunkcyjnych. Dzięki temu Bazar czyta się z większą radością, ale dlatego, iż to jest po prostu żenująco zabawne. Więc wydawnictwo się nie popisało, autor się nie popisał, jedynie czytelnik się popisał, przygotowując tę niewątpliwie wybitną recenzję.


    Ja już nie pamiętam o czym Bazar jest. Domyślam się czemu - jest w końcu o niczym, ma do zaoferowania jedynie jakąś prostą, cholernie nudną i naiwną wizję przyszłości, w którą za cholerę nie można uwierzyć. Takie słabe, ale pocieszne dziełko. Nie polecam. O mieszkańcach planety Bazar nie dowiesz się za wiele. Jedzą jaja. Ale jaja (heca)! John Biapol twierdzi, że tę opowieść można byłoby ciągnąć przez wieki. Dobrze, że nam tego wszystkiego oszczędził. Nie wiem co więcej mogę napisać o książce tak bardzo pozbawionej treści. Jest krótka, to może być dla kogoś zaleta. Dla mnie jest, gdyby powieść Bazar była dłuższa, to pewnie jej jakość byłaby o wiele, wiele niższa.


    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To przykre, że życząc „Spełnienia marzeń!”, mamy na myśli uwolnienie się od patologii, nieszczęść i cierpienia, a nie na przykład kupienie sobie ładnego domu (ale w sumie go nie potrzebujemy, przecież zawsze go dostajemy u pani Katarzyny Michalak za pół darmo)

„Vertical”, czyli chyżo pikujmy dla objawienia!

Oby był to dobry „Omen”