„Outsider” - kolejna próba Kinga z kryminałem

    Outsider z jednej strony przypomina mi trochę Miasteczko Salem, ale z drugiej także jest w nim coś z Desperacji, więc ciężko mi jednoznacznie określić jakie żywię wobec niego emocje. Ostatecznie chyba są one jednak pozytywne. W przypadku tej powieści dobrze też nie mieć żadnych oczekiwań, ponieważ King raczej chciał połączyć różne motywy niż skupiać się na jakimkolwiek i dostarczyć tym samym soczysty, pełnokrwisty horror. Albo kryminał, co kto woli.


    W miasteczku Flint City zostaje znaleziony zgwałcony, zamordowany chłopiec. Ślady oraz wypowiedzi świadków jednoznacznie wskazują na Terry’ego Maitlanda, szanowanego członka lokalnej społeczności, trenera drużyn młodzieżowych. Dodatkowo badania DNA tylko potwierdzają jego winę. Ale po przesłuchaniu samego oskarżonego okazuje się, że ten ma zadziwiająco wiarygodne alibi, wręcz niepodważalne. Dręczony związanymi z tym wyrzutami sumienia detektyw Ralph Anderson zaczyna mieć wątpliwości i postanawia pogrzebać w tej sprawie. Brzmi to jak zagadka kryminalna i gdyby tylko na tym się skończyło, to można by sobie darować, w końcu już miałem okazję się przekonać jak wygląda kryminał w wykonaniu Stephena Kinga (Joyland, które nie wiedziało czym jest, czy całościowo także Pan Mercedes oraz Koniec warty). Jednak w pewnym momencie King płynnie przechodzi do horroru i końcówka wywołała u mnie skojarzenia właśnie z Desperacją i Miasteczkiem Salem. W związku z tym nie należy oczekiwać, cudów pod koniec, jednak muszę uczciwie przyznać, że cała ta powieść jest naprawdę przemyślana i pod tym względem Kingowi nie można nic zarzucić.


    Szkoda, że w pewnym momencie autor porzuca kryminał i przechodzi w grozę, ponieważ ta pierwsza część książki jest o niebo ciekawsza od drugiej. No i Outsider cierpi na podobny problem co historia o wampirze pustoszącym miasteczko Jerusalem - kiedy dowiadujemy się czym jest przestajemy się bać. A szkoda, bo jest tu kilka scen wywołujących dreszczyk strachu i przynajmniej początkowo czytelnik pozostaje w niepokoju. Autor bawi się z naszymi oczekiwaniami co do tego czym jest tytułowy outsider - oczywiście to nie Terry stoi za morderstwem chłopaka, ale w takim razie kto? Książka podrzuca nam tropy - najpierw wspomina się o motywie z Doktora Jekylla i pana Hyde’a Stevensona a potem Williama Wilsona Poego. Jednak King proponuje nam inne rozwiązanie, które nie jest jednak nawet w połowie tak subtelne jak to co już zaprezentowali nam dwaj poprzedni panowie. A bądźmy szczerzy, Stevenson wcale nie był subtelny ze swoim panem Hydem. Kiedy już kończyłem Outsidera płakałem ukrycie, żałując iż King nie zdecydował się na chociażby bezczelną zrzynkę z Williama Wilsona.


    Książka nawiązuje do trylogii Pana Mercedesa, co samo w sobie nie jest oczywiście złe. Nie trzeba jednak znać tamtych książek, żeby cieszyć się Outsiderem, jedynie liczyć na spoilery z tamtych powieści. Pojawia się bowiem Holly Gibney i ona jako jedyna wybija się z tłumu nudnych bohaterów Outsidera, ale tylko z tego powodu, że jest nowa w towarzystwie, a poza tym znamy ją i kochamy z poprzednich książek Kinga. Nie jest jednak główną bohaterką i dobrze, dzięki temu ta książka zyskuje własny głos.


    Outsider to dobry znak ewolucji twórczości Stephena Kinga - jest o wiele lepiej niż w Panu Mercedesie czy Końcu warty, a nawet powiem, że dobrze. Jest groza, jest angażująca zagadka i świetny styl autora, w którym nie trudno przepaść bez reszty. Mimo mankamentów polecam.


    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka