„Władca Pierścieni” 3/3 - „Powrót Króla”

    Z Władcą Pierścieni jest ten problem, że w sumie jest to jedna książka, trzy książki oraz sześć książek jednocześnie i dałoby się ułożyć to w każdy wymieniony sposób. Jednak ostatecznie dostaliśmy nie jedną pozycję, a trzy, więc niech powstaną trzy moje recenzje! Zdarzyło mi się parę razy czytać Powrót Króla, wprawdzie nie za dużo, no tym razem (w porównaniu z Drużyną Pierścienia i Dwiema Wieżami) stwierdzam, iż nie pamiętałem go zbyt dobrze. To już koniec tej wielkiej opowieści, dzięki czemu będę mógł stwierdzić, czy to faktycznie jest tak dobre, jak to sugerowały dwie wcześniejsze recenzje.

    Rozpoczęła się Wojna o Pierścień! Gandalf i Pippin przybywają do stolicy królestwa Gondor, czyli Minas Tirith, by wspierać jego władcę, namiestnika Denethora, jako iż nadciągają siły Saurona, pod wodzą najpotężniejszego z jego wodzów, Wodza Upiorów Pierścienia. Aragorn, Legolas, Gimli i grupa Dúnedainów ruszają w góry, by przechodząc przez Ścieżki Umarłych zebrać posiłki dla Gondoru. Król Théoden mobilizuje swoje wojsko, żeby ruszyć Gondorczykom na pomoc. W tym samym czasie Sam ratuje Froda z rąk orków z Cirith Ungol, po czym obaj ruszają przez krainę Mordor w stronę Orodruiny, Góry Przeznaczenia. Wszystko oczywiście zmierza do tego, że Pierścień ostatecznie zostaje zniszczony i nie jest to żaden spoiler, ponieważ Tolkien już dawał nieraz do zrozumienia, że właśnie tak się to zakończy… a nie, moment… No i tutaj pojawia się to, czego można się było po tym pisarzu spodziewać - bo przecież to nie historia o Pierścieniu była najważniejsza, a sama podróż i opowieść o świecie Śródziemia. Także zniszczenie skarbu Saurona nie kończy książki i dostajemy bardzo, bardzo długi epilog, podczas którego też dzieją się ważne rzeczy. Czy to źle? Nie wiem, to chyba zależy od podejścia. Jeśli jesteś człowiekiem, który nie wczuł się w te książki, to na pewno będziesz sfrustrowany. Ale dla takiego fana jak ja, była to uczta.

    Myślę, że Powrót Króla o wiele lepiej niż poprzednie części daje czytelnikowi do zrozumienia, czym tak naprawdę jest Władca Pierścieni. W to wpisuje się ten potężny epilog, jednak mam przede wszystkim na myśli dołączone do książki dodatki, które nie dodają niczego, czego byśmy potrzebowali do zrozumienia książki, natomiast służą poszerzeniu świata. Drzewa genealogiczne, spisy królewskich rodów, kronika lat, opisy liter, pisowni, języków, kalendarz Shire… to wszystko tworzy wykreowany przez Tolkiena świat. No bo co mnie obchodzą te wszystkie nieznane mi imiona, które nie mówią mi absolutnie nic? No nie obchodzą, chyba że chciałbym poznać samo Śródziemie. I teraz, kiedy już Władca Pierścieni się skończył, należałoby ten świat dalej rozwijać, na przeróżne sposoby.

    Jedynym poważnym zastrzeżeniem (które mam zresztą do każdej części trylogii) jest to, że książka jest zdecydowanie za krótka. Skutkiem tego jest duży niedosyt. Ale z drugiej strony jest to dobry niedosyt. Chcę więcej Śródziemia. Wprawdzie styl J.R.R. Tolkiena bardzo się postarzał i książka czasami wymaga lekkiego zawieszenia niewiary, jednak jej szlachetność oraz wylewająca się z każdej strony nadzieja, że dobro zwycięży, robią na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Władca Pierścieni to wielka powieść (albo wielkie powieści) i polecam ją każdemu. Po prostu każdemu. Rozumiem, że nie każdemu się spodoba (bo tacy ludzie są, więc nie mam zamiaru zakłamywać rzeczywistości), ale chyba i tak warto go znać.

    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To przykre, że życząc „Spełnienia marzeń!”, mamy na myśli uwolnienie się od patologii, nieszczęść i cierpienia, a nie na przykład kupienie sobie ładnego domu (ale w sumie go nie potrzebujemy, przecież zawsze go dostajemy u pani Katarzyny Michalak za pół darmo)

„Vertical”, czyli chyżo pikujmy dla objawienia!

Oby był to dobry „Omen”