„Przesiadka w przedpieklu”, „Przesiadka w piekle”

    Jak ja nie lubię takich głupich sytuacji, gdy jakaś książka ma więcej niż jeden tytuł. Już wystarczające problemy ma świat z beznadziejnymi tłumaczeniami, żeby jeszcze bardziej komplikować sprawę zmieniając tytuły na poziomie języka pierwotnego dla danego dzieła. Ja będę posługiwał się tym pierwszym, bo był pierwszy, kropka. I tak, niby w tym nowym wydaniu jest dużo pozmieniane, ale ja nie mam zamiaru się tym przejmować, ponieważ gardzę zmianami tego typu w kolejnych wydaniach jakiejkolwiek książki. Także no, Andrzej Ziemiański. Mogę już na wstępie napisać z niemałym zadowoleniem, że oto wreszcie napisał książkę, którą mogę komuś bez wątpliwości polecić. Tak, była w miarę zadowalająca Nostalgia za Sluat Side, ale dopiero teraz jestem w stanie wykrzesać z siebie jakieś pokłady entuzjazmu.

    Lynn Fargo żyje na ulicy ogromnej metropolii i przejawia pewną bezwolność, co jest zaskakujące, ponieważ to młody i chyba całkiem niegłupi mężczyzna. Jego problem wychodzi na jaw bardzo szybko - stracił pamięć. Ale Przesiadka w przedpieklu nie będzie powieścią o odzyskiwaniu pamięci, bowiem ta zostaje przywrócona naszemu bohaterowi dosyć szybko. Fargo zdaje sobie sprawę z tego, co go spotkało i kto za tym stoi. Otóż protagonista posiada niezwykłą moc wstrzeliwania swojej świadomości w ciała innych ludzi, co jak można się łatwo domyślić będzie związane ze ścigającymi go złymi ludźmi. Fargo postanawia podjąć walkę, a pomoże mu w tym jeszcze jedna specjalna zdolność, której zdradzać nie będę. Fabuła jest naprawdę wciągająca, a akcja wartka. Niestety całe dobre wrażenie jest trochę popsute beznadziejnym zakończeniem, które po pierwsze przychodzi za szybko, po drugie wprowadza z dupska zwrot akcji, po trzecie jest nieskładne i chyba nieprzemyślane, po czwarte nie angażuje w kluczowe wydarzenia naszego protagonisty. Właściwie tylko ono przypomniało mi, że przecież mam w rękach książkę Andrzeja Ziemiańskiego, który nie dał się póki co poznać jako wybitny pisarz. Mimo tego jest to przyjemna historia, podobało mi się. Jest to krótkie, ale za to jest dużo napięcia i czyta się z zadowoleniem.

    Ze zdumieniem ale i radością zauważam, iż wreszcie Ziemiański jakoś przedstawił głównego bohatera. I teraz powiedziałbym, że da się go polubić, ale nie powiem. Dlaczego? No cóż, nie jest zbyt moralnym człowiekiem. Ponieważ jest to książka skupiona na protagoniście, to nie zwracamy uwagi na postacie poboczne. Jednak wyjątkiem są kobiety. Wszystkie są przedmiotami oprócz jednej, pani specjalnej agentki, czy kim tam ona była. W każdym razie ona i Fargo się spotkali i dla przykrywki udawali parę. Ona go całowała, przekazywała informacje i nasz bohater nagle zaczął odczuwać wobec niej nienawiść. Nie mam pojęcia dlaczego, może po prostu nienawidzi kobiet. W każdym razie, żeby się zemścić na nikczemnej kobiecie zaczął ją obleśnie obmacywać, po prostu molestować, a ta nagle wyszła z roli i zaczęła mieć do niego o to pretensje, mimo iż wcześniej sama pakowała mu język do gęby. Cóż, najwidoczniej w książkach Ziemiańskiego jeśli jesteś kobietą to albo stajesz się przedmiotem albo jesteś człowiekiem i musisz za to zapłacić molestowaniem seksualnym.

    To co napisałem powyżej było jedynym momentem, gdy się odbiłem od książki. Poza tym jest to świetna rozrywka, prosta książka na przyjemny wieczór. Polecam. No panie Ziemiański, do sześciu razy sztuka! Trzymam kciuki za kolejne, coraz lepsze (mam nadzieję) powieści.

    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka