„Nowe oblicze Greya” - zwycięski bieg wokół areny
Książka zaczyna się bardzo relaksującą sceną - jest już po ślubie naszej niegrzecznej pary, a Ana wspomina sam ślub. Jednak szybko rodzi się nam kolejny konflikt, ponieważ ona opala się odsłaniając piersi. Tego on, prawdziwy samiec alfa, prawdziwy profesjonalista w swoim fachu nie jest w stanie znieść i wpada z pianą w ustach, rozgramiając tłumy dziennikarzy, którzy już zdążyli oblec pozycję Anastasii. Na szczęście męstwo świeżo upieczonego małżonka uratowały niewinną panią Grey. Ta sytuacja powoduje spór, który nasi bohaterowie rozwiązują w sposób bardzo dla nich charakterystyczny - stosunkiem płciowym. No tak, seks jest w końcu dobrym rozwiązaniem każdej sytuacji, jak mogłem w to wątpić. Jednak Greyowie krótko cieszą się spokojem, ponieważ już wkrótce kolejny dramat - Ana nie zmieniła swojego nazwiska w pracy! Co za nikczemny atak na opiekuńczego i niezwykle zmysłowego Christiana, które ręce potrafią czynić cuda. Jak on i ona rozwiążą ten spór? Dobrze wiesz jak. Czytelnik lawiruje między meandrami umysłu dziecka (Christiana) oraz nastolatki (wcześniej zwaną profesjonalistką), doświadcza tych intensywnych momentów zbliżeń cielesnych, próbując znaleźć szczątki tak zwanej fabuły. Jednak E.L. James to prawdziwa wizjonerka w swoim pisaniu i postanowiła uczynić eksperyment z trzeciego tomu Pięćdziesięciu odcieni. Nowe oblicze Greya nie posiada bowiem fabuły, to raczej zbiór scenek rodzajowych. Dopiero pod koniec autorka rezygnuje z wizjonerstwa, nagradzając tych czytelników, którzy zrozumieli jej zamysł i dali się wciągnąć w brak historii. Końcówka książki to wjazd z buta antagonisty - Jacka Hyde’a. Jest on prawdopodobnie najgorszym czarnym charakterem w historii literatury, ponadto wychodzi przy nim, że James nie radzi sobie z pisaniem dialogów ludzi złych. Wcześniej nie dało się tego zauważyć, bo towarzyszyliśmy Anie i Christianowi, a ich słowa to uczta dla oczu i umysłu.
Jednak najsmutniejsze jest to, że ta książka jest po prostu cholernie nudna. Gdzie to starcie umysłów z pierwszej części? Uwielbiam Pięćdziesiąt twarzy Greya, to świetna komedia i groteska (chyba nie brałeś tamtej książki na poważnie?), ale Nowe oblicze Greya porzuciło perwersyjne bzykanko na rzecz budowania wątków obyczajowych i pokazania nam miłości między bohaterami. Tylko że E.L. James zwyczajnie nie potrafi tego przedstawić. Książka jest za długa, praktycznie nic się w niej nie dzieje, przedstawia szkodliwe wzorce, nie daje nawet masochistycznej przyjemności z lektury, a żeby jeszcze ją wydłużyć, autorka umieściła na końcu jakieś sceny z życia Christiana z jego perspektywy. Na co to komu? Nowe oblicze Greya jest jedną z najgorszych książek, jakie czytałem. Co za pożegnanie z Anastasią Steele (Grey)!
Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.
Komentarze
Prześlij komentarz