„Chemik” najgorszym projektem Stephenie Meyer

    Chemik to druga powieść Stephenie Meyer niezwiązana z jej słynnym Zmierzchem. Byłem do tego dzieła nastawiony w miarę neutralnie, w końcu Intruz nie był taki zły, a Życie i śmierć dało mi masę dobrej zabawy. Niestety Meyer nie spełniła i tak już niskich oczekiwań, dostarczając powieść nie tylko głupią (bo to można jakoś tam wybaczyć), ale także przeraźliwie nudną. Naprawdę, nie pamiętam, kiedy ostatnio się tak wynudziłem przy czytaniu czegokolwiek. Mój stan z czasów lektury Chemika można porównać chyba tylko do tego jak się czułem przy obcowaniu z Popiołami Stefana Żeromskiego. To już Ludzie bezdomni są ciekawszą książką, naprawdę. I to chyba mogłoby wystarczyć jako anty-polecajka, ale mam w sumie coś do powiedzenia, więc idźmy dalej. Zanurzmy się w cudowny, wykreowany przez Stephenie Meyer świat.

 

    Główną bohaterką jest kobieta, która ciągle się ukrywa i zmienia tożsamości. Jednak przez większą część Chemika określa się jako Alex, więc tak też będę o niej mówił. Jest to kobieta twarda i skomplikowana moralnie. Bo z jednej strony niby ma być bezwzględna (zabiła trzech ludzi!), ale z drugiej jest strasznie łagodna i brzydzi się mordowaniem. Chociaż z torturowaniem nie ma już żadnych problemów. Niby jest to jakoś tłumaczone, ale nigdy nie poznajemy tej bohaterki na tyle, żeby w to uwierzyć. Szczególnie, że książka się tym jakoś nie przejmuje. W każdym razie Alex została kiedyś odsunięta od pracy w departamencie i od tego czasu ukrywa się przed byłymi pracodawcami. Jednak teraz, po trzech latach, zgłaszają się oni do niej z kolejnym zadaniem. Protagonistka porywa więc niejakiego Daniela i zaczyna przesłuchanie. Okazuje się, że nie pasuje on do profilu, z którym zapoznała się Alex, jest wręcz zadziwiająco (to akurat prawda) łagodny. Pojawia się więc pytanie - czy prawda jest inna i gość jest niewinny? Cóż, tak. I nie jest to spoiler, ponieważ książka w ogóle nie zadaje sobie trudu z ukrywaniem prawdy. Przez to nie ma żadnego zaskoczenia i od początku wiemy, w jaką stronę rozwinie się ta opowieść. To chyba właśnie dlatego byłem tak bardzo znudzony Chemikiem.


    Ale to także kwestia bohaterów. O Alex już mówiłem - niby bezwzględna, ale jednak dobra i kompletnie nijaka. Jednak o wiele gorszy jest Daniel. Nie wiem, może ja nie zauważyłem czegoś i zamysłem Meyer było to, żeby go tak przerysować. Ale nawet jeśli, to czemu to miało służyć? Może temu, żeby odwrócić typowe dla płci role. Tutaj to Alex zapewnia bezpieczeństwo, a Daniel gotuje i mówi o swoich uczuciach. Cóż, jeśli tak, to jest to zrobione bardzo pokracznie i wręcz obraźliwie. Żeby w to uwierzyć, musiałbym przyjąć, że nasi bohaterowie są jakoś wyjątkowo nieprzystosowani do życia w społeczeństwie, co wprawdzie przy Alex mogłoby mieć miejsce, ale przy Danielu już niekoniecznie. Dlatego muszę założyć, że było to nieintencjonalne i niedojrzałość postaci wynika jednak z braku umiejętności autorki. Szkoda, bo prowadzi do wniosku, iż Stephenie Meyer nadal nie nauczyła się konstruować swoich bohaterów. A to przecież jest jej siódma powieść.


    Podobały mi się sceny seksu, są bardzo fizyczne i sprawnie podkreślają potrzebę bliskości ciała, co jest dość ważne patrząc na to, kim jest Alex i jakie są jej potrzeby. No, czyli Chemik ma jakiś dobry element. Zawsze coś. Także, podsumowując, nie polecam. Czy to najgorsza powieść Meyer? Nie wydaje mi się, Zaćmienie przyniosło mi o wiele więcej cierpienia. Jeśli to jest dla ciebie jakaś zaleta, to proszę bardzo.

 

    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos. 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To przykre, że życząc „Spełnienia marzeń!”, mamy na myśli uwolnienie się od patologii, nieszczęść i cierpienia, a nie na przykład kupienie sobie ładnego domu (ale w sumie go nie potrzebujemy, przecież zawsze go dostajemy u pani Katarzyny Michalak za pół darmo)

„Vertical”, czyli chyżo pikujmy dla objawienia!

Oby był to dobry „Omen”