Śmiało pod prąd - „Miasteczko Salem”

    Każdy się nasłuchał, jakie to Miasteczko Salem nie jest świetne i przecież to takie przerażające, normalnie ten wampir to prawdziwy Antychryst. I oczywiście, ta książka zapisała się już w historii jako bez wątpienia przerażający horror i tak dalej, ale chciałbym tutaj ostudzić zachwyty tych wszystkich ludzi, którzy stawiają Miasteczko tuż obok Cmętarza zwieżąt czy Lśnienia (To jeszcze nie czytałem, więc nie umieszczam na tej liście). A warto też dodać, że nie uważam Lśnienia za tak znowu dobrą książkę, mimo tego stawiam je wyżej w kategorii przerażania.

    Jest sobie miasteczko Jerusalem, zwane przez mieszkańców po prostu Salem. Ktoś mógłby powiedzieć, że to przecież proszenie się o kłopoty, ale kto mógł przypuszczać, że nowy lokator starego, podobno nawiedzonego domu na wzgórzu okaże się żądnym krwi wampirem, prawda? Ale tak się właśnie dzieje. Przed potworem i jego sługami staje w obronie miasta mała grupka śmiałków, złożona między innymi z wybitnego dziecka i pisarza (dobrze znane motywy Kinga). Do historii nie mam żadnych zastrzeżeń, King poprowadził ją bardzo ciekawie. Wielokrotnie przeszkadzało mi, iż w książkach tego autora ludzie zawsze stają do walki ze złem i wygrywają, natomiast koniec Miasteczka Salem jest całkiem zaskakujący, nawet jeśli przez całą powieść było nam sygnalizowane, że to jedyne rozwiązanie dla nieszczęścia spowodowanego przez wampiry. I celowo pomijam tutaj nawiązania do klasyki gatunku, bo King nie tworzy żadnego klimatu tajemnicy, niepowtarzalnej duchoty, którą autorzy gotycyzmu potrafili otoczyć czytelnika.

    Autor błyszczy swoją umiejętnością zaprezentowania całego mnóstwa mieszkańców miasta, każdego czyniąc w miarę ciekawym. Jednocześnie trudno się pogubić w gąszczu imion i nazwisk. Oczywiście mamy też głównych bohaterów - niech jednak nie obawia się ten czytelnik, którego zawiódł w spisie brak alkoholika. Ten się pojawia w osobie duchownego, który wyróżnia się z tłumu jako chyba najciekawsza postać. To jak zmienia się jego położenie i ostateczny koniec drogi, którą musi przebyć, przykuwa i momenty z nim były jedynymi, w trakcie których nie mogłem oderwać się od lektury.

    A teraz przejdę do największego problemu, jaki ma Miasteczko Salem. Gdyby ta książka nie miała ambicji być przerażającym horrorem, nie narzekałbym. Ale ma te ambicje, więc czas przyjrzeć się, jak straszy. Kiepsko. I choć tego nie lubię, muszę się posłużyć porównaniami do późniejszych książek Kinga. Pamiętam tę niesamowitą atmosferę samotności w Cmętarzu zwieżąt oraz duchotę, gorąco stojącego w niedostępnych górach hotelu Overlook z Lśnienia. Tamte książki genialnie budowały atmosferę kompletnego zaszczucia i widać, że przy Miasteczku King próbował zrobić coś podobnego (uprzedzam, że objawia się to dopiero po jakimś czasie), ale po prostu mu nie wyszło. I wydaje mi się, że wiem dlaczego. Kiedy wspominam demona z Cmętarza, albo duchy z Lśnienia, pamiętam jak bardzo King starał się nie pokazywać ich bezpośrednio, dopiero pod koniec mieliśmy walki. I w obu tych książkach to wyszło, choć w każdym przypadku King rozegrał sprawę nieco inaczej. Natomiast Miasteczko Salem z początku ma z dwie mocne sceny, gdy rzeczywiście jest suspens, ale potem wszystko się rozlewa. Wampiry widujemy co chwila, podobnie jak ich przywódcę i ten bardzo szybko przestaje przerażać. Autor zwyczajnie przedobrzył.

    To nie koniec moich zażaleń. Pamiętam jak przy recenzji Bastionu czy Desperacji wspominałem, iż motywy religijne mogą odrzucić część czytelników. I muszę powiedzieć, że nawet Bastion, który przecież uczynił z walki Boga z Szatanem swój główny wątek, nie był tak nachalny i bezpośredni z wątkami religijnymi jak Miasteczko Salem. Wygrana bohaterów jest uzależniona prawie wyłącznie od ich wiary, tylko że tutaj nie widzimy ingerencji Boga, jest jedynie czysta wiara bojowników światła i świecące symbole. I choć przy samych starciach to nie przeszkadza, to gdy autor przechodzi do długich wywodów o planach i walce religijnej, to książka ciągnie się niemiłosiernie. Ponownie - autor zwyczajnie przedobrzył.

    To jak jest ostatecznie z tym Miasteczkiem Salem? Dobre to? No, powiedzmy. King jest wybitnym pisarzem i nadal ta książka jest jedną z lepszych, jakie czytałem, ale po prostu nie sprawdza się jako horror. I bardzo przepraszam wszystkich, którzy robili w gacie czytając tę pozycję. Ja swojego zdania nie zmienię. Przeczytaj, książka jest dobra, ale nie nastawiaj się na grozę.

    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To przykre, że życząc „Spełnienia marzeń!”, mamy na myśli uwolnienie się od patologii, nieszczęść i cierpienia, a nie na przykład kupienie sobie ładnego domu (ale w sumie go nie potrzebujemy, przecież zawsze go dostajemy u pani Katarzyny Michalak za pół darmo)

„Vertical”, czyli chyżo pikujmy dla objawienia!

Oby był to dobry „Omen”