„Uczeń Alvin” kolejnym etapem (znowu)

To jest bardzo dziwne, że póki co Opowieść o Alvinie Stwórcy jest właściwie zbiorem historii o jakichś pierdołach. Samo w sobie nie musi to być problemem, ale Card cały czas nadaje tym książkom ton wielkiej historii o zmienianiu świata i tak dalej. Nie mogę powiedzieć, żeby Uczeń Alvin był takim samym przerywnikiem jak Czerwony prorok, ale i tak nie jest tak dobrze, żebym nie narzekał.

Alvin przybywa do miasta Hatrack River, w którym przyszedł na świat. Zostaje terminatorem u lokalnego kowala no i nadal walczy z Niszczycielem. Mamy także wątki mieszańca Arthura Stuarta, zrodzonego przez grzech zgwałcenia syna białego właściciela i czarnej niewolnicy oraz żagwi Peggy, która tym razem pełni wreszcie jakąś rolę w historii. Generalnie w książce nie dzieje się nic ciekawego. Może inaczej - wszystko co tutaj jest interesujące i posuwa fabułę do przodu (na przykład kwestia odszukiwaczy) jest nudne, a przerywniki są interesujące. Nie rozumiem, dlaczego części Opowieści o Alvinie Stwórcy nie są dłuższe, czemu autor przeskakuje nagle w czasie i nie poświęca poszczególnym bohaterom więcej miejsca. Spotkanie Cavila z wielebnym Throwerem jest świetnym, dość przerażającym momentem, czemu nie ma więcej takich zajmujących scen?

To jest bardzo duży problem, ponieważ Card w tej książce przegiął w kreacji bohaterów. Ja wiem, że tutejsi ludzie są prości, niewykształceni, ale dlaczego dosłownie wszyscy są tak bardzo odpychający i głupi? Z tego wszystkiego autor kreuje nam wizję świata, gdzie tylko Alvin, jako wybrany zbawiciel i Stwórca jest w stanie być ponad własne przywary. To jest tak przesadzone, że robi się wręcz groteskowe. Ja może za słabo się znam, może faktycznie kiedyś wszyscy ludzie byli burakami i gnojami, ale po prostu nie jestem w stanie w to wszystko uwierzyć. I jaki był cel Carda? Bo nie sądzę, żeby chodziło o pokazanie głupoty, ponieważ przy całej swojej podłości, każdy z bohaterów jest człowiekiem umiejącym precyzyjnie ocenić sytuację, w jakiej się znajduje. Może gdyby poświęcić postaciom więcej miejsca, zawrzeć w powieści więcej zwykłych obrazków z codziennego życia, pokazać panoramę miasteczka, może wtedy to wszystko przestałoby być tak oderwane od rzeczywistości. I jasne, cykl dzieje się w świecie alternatywnym, ale nie aż tak różnym od naszego, jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać.

Opowieść o Alvinie Stwórcy to dziwny cykl. Nie jestem w stanie powiedzieć, czy Uczeń Alvin jest dobrą książką. Może jest, może nie. Ja bawiłem się w miarę dobrze, jednak nie podejmuję się tej ostatecznej oceny. Może będę w stanie ocenić cały cykl, kiedy już skończę go czytać i wtedy wydać werdykt. Póki co się wstrzymam. W międzyczasie trzymam kciuki za Alvina, niech zbuduje swoje Kryształowe Miasto i niech da szczęście Peggy, bo zasłużyła sobie na to. No i to moja ulubiona postać. Liczę na to, że w sequelu będzie miała rolę przynajmniej tak dobrą jak w tej części. Mam też nadzieję, iż recenzję będzie mi się pisało przy części czwartej lepiej, bo recenzowanie tego cyklu to prawdziwa męka. No mało emocji wzbudza we mnie czytanie tych powieści, a jednocześnie nie powiem, żebym się nudził, albo żebym miał poczucie zmarnowanego czasu. Patrząc na Mówcę Umarłych i to jak świetną jest on książką, może po prostu na Alvina Card nie miał wystarczająco dobrego pomysłu.

Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Księżniczka z lodu”, który wreszcie pękł

Wpaść do „Studni Wstąpienia” i sobie głupi ryj rozwalić

„Saints” a wśród nich „A Woman of Destiny”