„Siódmy syn” odkrywa siebie, ale nie bawi
Tak, wszyscy uwielbiają książki, które wyraźnie dają nam do zrozumienia, że są tylko częścią całości i przez to same w sobie albo nie mają własnej historii, denerwując tym czytelnika albo nie mają własnej historii, rozwścieczając tym czytelnika. Siódmy syn to raczej ten pierwszy przypadek. I ciężko mi pisać tę recenzję, ponieważ moje przemyślenia po lekturze nie są zbyt rozbudowane i najchętniej to bym sobie darował. No ale nie byłoby to odpowiednie podejście, przecież Opowieść o Alvinie Stwórcy dopiero się zaczęła.
Orson Card prezentuje alternatywną wizję świata. Alternatywna Anglia, alternatywna Ameryka. To jednak nie ma aż tak wielkiego znaczenia, ponieważ historia opisana w Siódmym synu mogłaby się zdarzyć tak naprawdę wszędzie. Uniwersalność byłaby plusem, niestety fabuła tej powieści jest zwyczajnie nudna. Rodzi się Alvin - siódmy syn siódmego syna, a więc, według tak zwanych przesądów, człowiek przeznaczony do rzeczy wielkich. I już od samego porodu grozi mu niebezpieczeństwo rychłego zgonu z ręki wody. Alvin z czasem odkrywa swoje moce i uczy się z nich korzystać. Mamy oczywiście dużo innych postaci oraz wątki religijne. Kiedy sobie tak o tym wszystkim myślę, to nie jestem w stanie dojść do żadnych wniosków, naprawdę.
Nie skupiam się na tym alternatywnym świecie, tym co Card nam tutaj opisuje, ponieważ wbrew pozorom nie ma to żadnego znaczenia dla samej historii. Bohaterami są zwykli ludzie, osadnicy, dla których niebezpieczeństwem są jedynie dzicy czerwonoskórzy i jakby tyle. Fajnie, że Card postarał się, budując nam w bardzo naturalny sposób inny świat, ale po pierwsze - nic z tego nie wynika (chociaż może w kolejnych tomach Opowieści o Alvinie Stwórcy to się zmieni), a po drugie - te zmiany i tak dalej są dla takiego typowego czytelnika raczej niewidoczne. A przede wszystkim ma on to w poważaniu, bo śledzi losy siódmego syna siódmego syna, a nie losy Ameryki.
Card potrafi pisać w taki sposób, że czyta się jego teksty z ciekawością. Tak samo jest tutaj, Siódmego syna można przeczytać, trochę pomyśleć przy lekturze, czasem nawet się roześmiać. Autor przeciwstawia tutaj sobie siły boskie oraz ludzką magię. Najlepsze w tym jest to, że ten podział nie jest jasny i nie wiemy dokładnie kim są nasi bohaterowie. Konflikt księdza z Alvinem jest zabawny, bo absurdalny. Jednocześnie Card nie wpada w przesadę, co widać właśnie w postaci kapłana. Dobra robota. Chociaż muszę przyznać, że pewne rzeczy mogłyby zostać doprecyzowane. Bo prawdą jest to, że autor nie tłumaczy czytelnikowi jak dziecku elementów swojego świata, traktuje go po prostu poważnie, ale momentami mógłby pobawić się w małą ekspozycję. Wybaczyłbym.
Można więc powiedzieć, że forma nie jest problemem, wręcz przeciwnie, ciągnie tę powieść w górę. Problemem jest treść, która nie wydaje się być samodzielna i nie usatysfakcjonowała mnie w żadnym aspekcie. Wiem, że to przykre, mi także jest przykro. A teraz przyszedł czas na pytanie - czy polecam? Otóż niestety nie polecam. Może i Opowieść o Alvinie Stwórcy jeszcze mnie zachwyci, może i pierwsza część jest tylko takim wprowadzeniem, odbębnieniem pewnych kwestii (jak to miało miejsce chociażby w przypadku Mrocznej Wieży Stephena Kinga), ale to będę mógł ocenić dopiero gdy zabiorę się za kontynuację. Siódmy syn mnie do tego nie zachęcił.
Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.
Komentarze
Prześlij komentarz