„Dom dzienny, dom nocny”, bo potrzeba stworzy nawet sen

Każda kolejna powieść Olgi Tokarczuk jest lepsza niż poprzednia i ja czekałem, aż w końcu będę mógł powiedzieć coś więcej - że napisała powieść faktycznie dobrą. Prawiek i inne czasy to jeszcze nie było to, popełniono tam w końcu pewne błędy. A co z Domem dziennym, domem nocnym? Na początek chciałbym zaznaczyć, że chociaż miałem dość chłodne zdanie o twórczości Tokarczuk, to tytuły jej książek zawsze były interesujące. Tak jest również w przedmiotowym przypadku.


Powierzchownie pomysł na opowieść jest zbliżony do Prawieka i innych czasów. Mamy zatem wieś gdzieś na skraju świata - w tym wypadku jest to Dolny Śląsk i związane z tym chociażby dramaty Niemców, zmuszonych do emigracji po II wojnie światowej. Nasza narratorka to kobieta, o której można powiedzieć, że jest ekscentryczna. Jednakże w świecie Olgi Tokarczuk dziwność to cecha, którą obdarzono każdego, zatem określanie kogokolwiek przez to, że lubi jeść muchomory czy łazi z niebezpiecznym narzędziem wydaje mi się niewłaściwe. W końcu ostatecznie każdy pragnie tego samego, prawda? Ogniska domowego. Fabuły tutaj właściwie nie ma. Olga Tokarczuk zbudowała opowieść wokół kilku historii, powiązanych ze sobą mniej lub bardziej zarówno w przestrzeni jak i czasie i zostawia czytelnikowi do ogarnięcia sobie tego wszystkiego. De facto można traktować tę książkę bardziej jak zbiór opowiadań, co mi przeszkadza, bo przez to trudniej napisać recenzję. Z drugiej strony bardzo mi się podoba, że Dom dzienny, dom nocny wręcz wrzeszczy, błagając o dokonywanie własnej interpretacji. W tym rozumieniu forma pomaga, bo pewne opowieści przypadną do gustu bardziej, inne mniej. Ja akurat chyba nie zaskoczę nikogo stwierdzeniem, że historie świętej Kummernis, brata Paschalisa oraz Jego i Jej wywołały we mnie największe emocje i najsilniejszą zadumę. No i co najważniejsze, nie ma tu tego problemu poprzedniej powieści - nie mamy natłoku bohaterów, których losy czynią nas zobojętniałymi. Nadal nie jest to literatura czysto rozrywkowa (i dobrze!), nawet jej nie dotyka i widać, że Olgę Tokarczuk interesuje przekraczanie literackich granic, sięganie po różne środki wyrazu. Jednocześnie, mimo różnorodności, Dom dzienny, dom nocny przez cały czas pozostaje spójny.


Natomiast trochę żałuję, że autorka nie prowokuje czytelnika trochę bardziej. Jeżeli już przekroczyliśmy granicę między książkami słabymi a dobrymi, można było docisnąć śrubę, bo może i Dom dzienny, dom nocny stałby się przez to niespójny, mniej zwarty, ale jeszcze ciekawszy. I tak, oto wreszcie dostaliśmy dobrą powieść Olgi Tokarczuk! Naprawiono błędy Prawieka i innych czasów, także ja jestem ukontentowany. Nie jest to dzieło idealne, jedne fragmenty są piękne w swojej formie, inne zdecydowanie za długie i wypełnione czymś, czemu bliżej do grafomaństwa, jednakże jestem już w stanie polecić. Nie chodzi o to, że jedna z tych opowieści obudziła we mnie pewne uczucia i dlatego przymykam oko na wady. Nie miałem żadnego silnego, emocjonalnego przeżycia. Możliwe, że określisz książkę mianem wysrywu, bełkotu, no ale dopóki nie przeczytasz, to się nie przekonasz, prawda? Ja odchodzę zaintrygowany, bo liczę, że Dom dzienny, dom nocny nie okaże się najlepszą powieścią Tokarczuk i w przyszłości będę miał okazję się w końcu zachwycić.


A tak z innej beczki - czy Olga Tokarczuk tak zupełnie świadomie nawiązuje do Twin Peaks? Bo było to tak delikatne i eleganckie w swojej prostocie, że uwierzyłbym, iż mogło to wyjść przypadkowo.


Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Księżniczka z lodu”, który wreszcie pękł

„Ghostbusters” zaczynają się konkretnie - ostro

Narrator „Hart's Hope” być może mityzuje rzeczywistość