Czemu „Bezcenny” Zygmunt Miłoszewski zrobił nam coś takiego?

    W kończącej książce wypowiedzi Zygmunt Miłoszewski napisał, że Bezcenny miał być miłą przerwą pomiędzy przygodami prokuratora Szackiego, a ostatecznie jego przygotowania do pisania tak bardzo się rozrosły, że powinien napisać doktorat o grabieży dzieł sztuki. Czyli była to ciężka przeprawa. No i ja się nie dziwię, ponieważ to naprawdę czuć. Niestety po raz pierwszy Zygmunt Miłoszewski mnie rozczarował i chyba naprawdę powinien był napisać ten doktorat. Może wyszłoby lepiej. Co ja tu napisałem, na pewno wyszłoby lepiej!


    Fabuła tej książki początkowo kręci się wokół zaginionego obrazu Portret młodzieńca autorstwa Rafaela Santiego, by później przedstawić czytelnikowi o wiele większą, monumentalną intrygę o zaginionym zbiorze dzieł sztuki. A w tym wszystkim są oczywiście nasi bohaterowie, każdy pozornie inny, ale każdy pozornie ze swoim własnym charakterem. Dwa chłopy, dwie baby no i tutaj będzie cimcirimci w ramach każdej z heteroseksualnych par (również komediowe ganianie się nago w ciemnościach). No i to jest właściwie tyle, co mogę powiedzieć o fabule, jako iż Zygmunt Miłoszewski od samego początku wrzuca nas w środek akcji, także nie można za dużo napisać bez wchodzenia w samą historię, a tak poza tym jest to bardzo problematyczne. No bo co chwila zmieniamy lokacje, a jeśli kogoś tak naprawdę, prawdziwie nie interesuje tematyka zaginionych dzieł sztuki, to chyba autor nie jest w stanie przykuć uwagi takiej osoby. Ja jestem kimś takim i się nudziłem. Natomiast zakończenie jest całkiem interesujące, ale nie wynagrodziło mi męczenia się z Bezcennym. Ja bardzo nie lubię, kiedy czytam książkę i czuję jakiś taki szum, gdy w pewnym momencie orientuję się, że minęło jakieś trzysta stron, a ja nie wiem po co to komu było.


    Uważny czytelnik mojej recenzji pewnie już się zorientował, że nie przepadam za bohaterami tej książki. Tak właśnie jest. Nieprzyjemna, ciągle nabzdyczona urzędniczka, korzystająca z wysokiej pozycji w ministerstwie. Jej ekspartner marszand bez charakteru, nawet jeśli sam udaje, że jest ciekawy. Emerytowany oficer służb specjalnych, chyba najlepsza postać całego Bezcennego. No i legendarna, grypsująca złodziejka z zagranicy. To brzmi nawet fajnie, niestety wykonanie jest okropne. Otóż nie mamy czasu, żeby ich wszystkich poznać, a nawet jeśli założymy, że mamy ich poznawać w miarę rozwoju akcji, to problem jest taki, iż nie są ciekawi. Nie są sympatyczni i kompletnie mnie nie obchodzą. Miałem w głębokim poważaniu czy odniosą sukces, a nawet czy w ogóle przeżyją.


    W pierwszym akapicie napisałem, że Zygmunt Miłoszewski mnie niestety rozczarował. Nie dlatego, że mam do niego sentyment, to byłoby nieuczciwe. Chodzi o to, że ja widzę w Bezcennym tego autora, który przecież zachwycił mnie swoją poprzednią książką, Ziarnem prawdy. Nadal Miłoszewski jest mistrzem pojedynczych scenek, wiele momentów tej powieści jest doskonałych, niestety nie składają się na zajmującą całość. Nadal humor jest po prostu perfekcyjny, autor ma tak dobre wyczucie komediowe, że aż grzech marnować je na tak słabą powieść!


    Jeśli jesteś fanem Zygmunta Miłoszewskiego, to przeczytaj, może ci się spodoba. A jeśli nie spodoba, to się w trakcie czytania zorientujesz i najwyżej zrezygnujesz z lektury. Tym, którzy tego autora nie znają, polecam jednak raczej sięgnąć po książki z prokuratorem Teodorem Szackim.


    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka