Niby „Kolejne 365 dni”, ale nie do końca

    Niespecjalnie miałem ochotę czytać kolejną część serii o relacji Laury i Massima, ale przecież wypadało skończyć czytać cykl Blanki Lipińskiej. Nie dlatego, żeby być częścią dyskusji, ale ponieważ zacząłem, to już skończę. Okej, więc mam tutaj książkę. Co ja mogę o niej napisać?


    Uważny czytelnik pamięta, że w finale Tego dnia ciężarna Laura została postrzelona. No i teraz mamy dramat! Lekarze walczą o jej życie i życie dziecka, a przed mężem naszej heroiny staje przerażający wybór - kogo uratować? Ukochaną, piękną wybrankę serca, czy może potomka sycylijskiej mafii? Czy Massimo będzie w stanie podjąć decyzję, czy jego życie będzie miało sens… No i coś w tym stylu przeczytamy na tylnej okładce książki. Otóż informuję, że Wydawnictwo Agora zrobiło sobie ze wszystkich jaja, bo Kolejne 365 dni są zupełnie o czym innym. Prawie od razu dowiadujemy się, że Laura straciła dziecko, ale sama czuje się fizycznie całkiem dobrze. Jednak tragedia w rodzinie zmieniła relację protagonistów na zawsze. Ktoś mógłby powiedzieć - nie do końca, po prostu Laurze opadły klapki z oczu. No ale właśnie, Massimo jest dla swojej żony podły, a ta w końcu dochodzi do wniosku, że ten Nacho z poprzedniej książki jest chyba lepszy. Jednak Massimo nie da jej tak łatwo odejść. Także fabuła jak najbardziej jest, jest stawka, są emocje, są dramaty i tak jak wcześniej czyta się to szybko i przyjemnie. A dzieje się tutaj dużo i dzieją się rzeczy, których naprawdę się nie spodziewałem, to na plus. Sceny seksu również są satysfakcjonujące.


    To niesamowite! Albo Blanka Lipińska oszukała wszystkich (mnie również) dwiema poprzednimi książkami, albo po prostu posłuchała głosów krytyki, ponieważ Kolejne 365 dni są w pewnym stopniu zmianą kierunku. Tak jak wcześniej autorka romansowała toksyczną, opartą na przemocy i kontroli relację, tak tym razem ukazuje ją jako złą. I wyjaśnienie tego wszystkiego jest bardzo proste, no bo przecież narratorką cały czas pozostaje Laura, więc po prostu okazuje się, że była ona zaślepiona rozmiarem penisa głowy sycylijskiej mafii. Na szczęście kolejne zgwałcenie ją otrzeźwiło. Może limit gwałtów się wyczerpał? A jeśli ktoś uważa, że drwię z czegoś, z czego nie powinienem, to oświadczam - nie da się inaczej. Mimo iż nasza protagonistka się trochę ogarnęła, to nadal jest głupia jak but. Ale i tak jest lepsza niż jej przyjaciółka Olga, która dosłownie myśli tylko o tym, żeby się ciągle upijać. Massimo z kolei jest tak bardzo demonizowany, że to aż bawi. No ale Lipińska nie bawi się w subtelności, więc pewnie trzeba się było tego spodziewać.


    Mój jedyny żal jest taki - szkoda, że ta książka nie poszła w strony zbliżone do filmu Kill Bill (niech to będzie świadectwem tego, jakie emocje odczuwałem podczas lektury). Jednak pewnie nie można mieć wszystkiego. Także ostatecznie z ogromnym zdziwieniem, ale nieukrywaną przyjemnością stwierdzam, że Kolejne 365 dni są (mimo okropnego tytułu) książką dobrą. Naprawdę, nawet styl mi nie przeszkadzał, bardzo dobrze się czytało. W pewien sposób również ocieplają poprzednie książki tej pobudzającej lędźwie trylogii. Ale nie do końca - w końcu ich wydźwięk nadal jest bardzo szkodliwy. To po prostu kwestia tego, że protagonistka powieści Lipińskiej to kretynka, dla której gwałt kończy się gdy wykorzystuje ją przystojniak z dużym penisem. Ale ostatecznie chyba zrozumiała, że to podejście jej zaszkodziło. Mam nadzieję.


    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To przykre, że życząc „Spełnienia marzeń!”, mamy na myśli uwolnienie się od patologii, nieszczęść i cierpienia, a nie na przykład kupienie sobie ładnego domu (ale w sumie go nie potrzebujemy, przecież zawsze go dostajemy u pani Katarzyny Michalak za pół darmo)

„Vertical”, czyli chyżo pikujmy dla objawienia!

Oby był to dobry „Omen”