„Mord założycielski” - wybacz, przez jakiś czas mnie nie było, nie wiem nic o żadnej próbie zabójstwa

    Kiedy popatrzy się na bibliografię Edmunda Wnuka-Lipińskiego (oczywiście tylko w zakresie twórczości nienaukowej) można zauważyć, że oprócz trylogii o Apostezjonie i opowiadań to jakoś ciężko coś znaleźć. Hm hm, ciekawe dlaczego? Cóż, może po prostu Wnuk-Lipiński nie miał ochoty pisać więcej powieści, przecież wolno mu było. Ale możliwe jest również, że wiedział, iż mu to tak średnio wychodzi. Nieważne, nie ma co gdybać. W każdym razie ja się cieszę, bo dzięki temu nie będę musiał po raz kolejny sięgać po jego książki. Czy zakończenie przygody (jeśli to w ogóle można w ten sposób określić, w końcu słowo katorga byłoby może nawet trafniejsze) z historiami spod pióra pana Edmunda było satysfakcjonujące?


    Także na Apostezjonie narasta napięcie. Burzą się ludzie z marginesu, podnoszą głowę temporyści, a szef służb specjalnych przygotowuje zamach stanu. I to jest tyle co sam egzemplarz Mordu założycielskiego miał mi do powiedzenia za pośrednictwem tylnej okładki. Nie jestem w stanie orzec, czy ten opis fabuły jest dobry, jako iż trzecia część trylogii o Apostezjonie jest tak nudna i nieinteresująca, że nie przyswoiłem sobie historii. Przeczytałem w internecie jakieś opinie na temat homofobii i seksizmu względem kobiet, no ale kiedy czytając byłem myślami gdzieś daleko wśród chmurek pulchniutkich i słodkich, to pewnie ciężko byłoby oczekiwać ode mnie, że się w tych tematach wypowiem. I teraz ktoś może mi zarzucić - no ale skoro tak wyglądał proces czytania, to może pisanie recenzji nie jest najlepszym pomysłem? Z jednej strony mógłbym się zgodzić, ale z drugiej przecież robię to, co recenzent robić powinien. Opisuję swoje wrażenia z obcowaniem z dziełem kultury, którym w tym wypadku jest Mord założycielski.


    A tak poza tym to ja sięgnąłem po twórczość Edmunda Wnuka-Lipińskiego, bo ktoś kiedyś dał mi egzemplarz Mordu założycielskiego i wypadało przeczytać, ale jako że to trzecia część, to musiałem najpierw zapoznać się z dwiema poprzednimi… nie był to dobry pomysł. Dobrze, że mam już te pokłady cierpienia za sobą. Już pisanie tej recenzji jest o wiele ciekawsze, nawet jeśli leję w niej wodą na potęgę. To przynajmniej jest zabawne, a Mord założycielski już nie.


    Jednak jest jeden element, który mi się podobał. Na początku każdego rozdziału dostajemy różne urywki z dzienników, wierszy, plakatów, wierszy, wszystko wzięte prosto z wykreowanego na potrzeby cyklu świata. To jedyne dobre fragmenty Mordu założycielskiego, też całkiem ułatwiające immersję. Szkoda tylko, że po nich następuje nuda, zwana inaczej stylem Wnuka-Lipińskiego.


    Także podsumowując niestety autor się nie popisał i mogę tutaj powtórzyć swoje wnioski z jego poprzedniej powieści, co skutecznie wydłuży moją recenzję. Jeśli Edmund Wnuk-Lipiński cokolwiek trylogią o Apostezjonie udowodnił, to że nie potrafi pisać. Nie umie tworzyć ciekawych dialogów, charakterystycznych postaci (co w tym wypadku na pewno nie może oznaczać wyciętych z dykty makiet, które stawia się na sklepowych witrynach). Czyli podsumowując niestety stwierdzam, że recenzowana powieść nie działa. Jest słaba. I cała trylogia jest do niczego. Nie polecam! Nie trać czasu na te nudne powieści science fiction, poczytaj sobie coś lepszego. A jeśli ktoś tam faktycznie ceni sobie ten cykl, no to podziwiam i cieszę się, że miałeś, drogi potencjalny fanie przyjemność z lektury.


    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka