„Placówka” bastionem polskiej wsi

    Z Placówką jest taki problem, że trzeba się do niej czepiać trochę na siłę. A to oznacza tylko tyle, że jest to po prostu wybitna powieść, praktycznie pozbawiona wad. Jednak czego innego mielibyśmy się spodziewać po jednym z najwybitniejszych światowych pisarzy, Bolesławie Prusie? No właśnie. Nie będę się czepiał.


    Obserwujemy los zwykłego polskiego chłopa na zwykłej, polskiej wsi. Józef Ślimak ma żonę, dwójkę dzieci, pomocników, zwierzęta, gospodarstwo i choć jego życie nie jest jakoś szczęśliwe, bo chłop często narzeka na zmęczenie i brak możliwości, to jednak nie można powiedzieć, by cierpiał jakąś ogromną biedę. Jednak do czasu, bo to przecież pozytywizm, a wtedy pisarze byli zaangażowani społecznie i uwielbiali doprowadzać swoich bohaterów do ruiny. I podobnie jak w Anielce, głowa rodziny sprowadza na Ślimaków zagładę, ale chociaż po tej poprzedniej książce spodziewałem się jaką drogą pójdzie Placówka, to jednak zakończenie jest zupełnie inne. I tutaj są dwa wyjścia. Albo założymy, że Prus jest konsekwentny i tak miało być, więc książka ma mocno narodowy, antyniemiecki wydźwięk (co zważywszy na czas powstania nie musi jakoś dziwić), albo założymy, że Prus nie jest konsekwentny i tak nie miało być, więc końcówka jest kiepska. Mi osobiście zakończenie przypadło do gustu, ale jednak zostawiło pewien niesmak, bo przywodzi na myśl idiotyzm przypadku Hioba. Chociaż może to kwestia pokazania tego w taki, a nie inny sposób.


    Jednak nie samym zakończeniem człowiek żyje. W Placówce o wiele ważniejsze jest ukazanie wsi oraz głównego bohatera. Tego co doprowadzi go do upadku. Na początku Prus przedstawia nam historię raczej komediowo, jest dużo dobrego humoru, na tle panów Ślimak wypada żałośnie, ale jest zabawny. To pozwala nam go polubić, dzięki czemu gdy wjeżdżają niemieccy kolonizatorzy i zaczyna się tragedia, możemy mu współczuć.


    Uwielbiam to, że Prus na każdym kroku pokazuje nam swoje przygotowanie do pisania. Ważne są tu pieniądze, relacje z innymi chłopami, także relacje w samym gospodarstwie, a cała kolonizacja czy kolej są mimo wszystko na dalszym planie. Prus nie ocenia swoich bohaterów. Mimo iż narracja jasno daje do zrozumienia kto jaki jest i co mamy o kim myśleć, to jednak ani przez moment nie miałem wrażenia, że autor zmusza mnie do danej oceny.


    Placówka jest przede wszystkim o braku działania. O apatii, odkładaniu wszystkiego na później, zdawaniu się na wolę boską, która gdzieś tam pewnie jest, a przecież Bóg da nam co dobre. No ale nie. Przy Anielce pisałem, że to decyzje ojca doprowadziły do katastrofy, przy Ślimaku ciężko mówić o decyzjach, bo on właśnie nic nie robi. A, jak dobrze wiemy, apatia to śmierć, jest nawet gorsza, bo zwłokami pożywią się chociażby robaki. Nieważne, co przyniosłoby działanie Ślimaka, zawsze byłoby lepsze, niż siedzenie na swoim skrawku ziemi i liczenie na to, że czas przyniesie lepsze jutro. Ale tak się nie stanie. I tak, zakończenie przynosi to, co przynosi. To jest coś, o czym Prus będzie pisał w Lalce - że pozytywizm nie zmienił społeczeństwa. Bo tylko pozornie uniknięto zagłady, ona przyszła, odeszła na jakiś czas i kiedyś pewnie wróci. A wtedy już nikt jej nie umknie.


    Po tym wywodzie chyba nie muszę dodawać, że Placówka to powieść wybitna? Może muszę. Dobrze więc, Placówka to powieść wybitna. Bolesława Prusa zresztą chyba nie trzeba polecać, on sam się obroni. Nie poruszyłem w tej recenzji wszystkich tematów wartych wspomnienia, ale nie chcę psuć potencjalnemu czytelnikowi dobrej zabawy. Do czytania!


    Polecam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka