„Anielka” i jej denerwujący bohaterzy

    Książki epoki pozytywizmu są zwykle dość obszerne i choć dla mnie nie jest to większy problem, to całkowicie rozumiem, że wielu ludzi na widok Lalki czy Emancypantek może się przerazić rozmiarami tych utworów. Nie trzeba jednak szukać cegły, by znaleźć dobrą powieść epoki realizmu i Anielka Bolesława Prusa jest tego idealnym przykładem. Do tego sam autor zachęca swoją osobą do sięgnięcia po tę pozycję, a uważam tak dlatego, że nie znam nikogo, kto nie polubiłby Lalki. Skoro ten pozytywista poradził sobie z tak monumentalną powieścią, jaką była historia Stanisława Wokulskiego, to zagłębiając się w Anielkę, mogłem obdarzyć go sporym kredytem zaufania.


    Bohaterowie tej powieści to po prostu głupcy i naprawdę chciałbym tu użyć innego słowa, no ale nie potrafię. Czytelnik śledzi losy rodziny tytułowej trzynastoletniej Anielki, a więc jej samej, ojca, matki i brata dziewczynki. Najbardziej nierozgarnięty jest tata, przez którego działania rodzina z bogactwa ląduje w biedzie i ubóstwie. Przykro mi było obserwować kolejne dziwne decyzje podejmowane przez pana Jana, który albo był tak nieodpowiedzialny i głupi, albo celowo chciał doprowadzić rodzinę do bankructwa. Matka tytułowej bohaterki to hipochondryczka, która wmawia choroby nie tylko sobie, ale także synowi Józiowi. Do tego cały czas narzeka i jest to strasznie denerwujące. Można by pomyśleć, że zacznie to przeszkadzać dopiero po czasie, ale nie, mama Anielki drażniła mnie już od początku jej obecności na kartach książki. Natomiast chorowity, anemiczny Józio przechodzi w pewnym momencie przemianę i przestaje marudzić, ale nie zyskuje przez to zbyt wiele rozsądku i nie zauważa najprostszych znaków świadczących o tym, że coś jest nie tak. Sama Anielka jest dziewczynką dość naiwną, nie znającą świata, patrzącą na niego bardzo prosto. Jej głupota i niedoświadczenie uwidacznia się dość często, ale nie jest to problemem. Ta bohaterka ma taka być i jest jedyną postacią w tej rodzinie, której nie chciałem zamordować po kilku pierwszych wypowiedzianych przez nią zdań. Takie jej ukazanie służy pokazaniu, jak małe dziecko rozumie dorosłych, chociaż muszę przyznać, że ten zabieg nie został tutaj w pełni wykorzystany.


    Jestem bardzo zaskoczony tym, jak poprowadzona jest narracja. Niby nic nadzwyczajnego - występuje tutaj narrator trzecioosobowy, ale w trakcie lektury czułem się tak, jakby chciał on mnie do siebie przekonać, pragnął się ze mną zaprzyjaźnić. Nie wiem, skąd wzięło się takie wrażenie, ale dzięki temu mogłem lepiej wczuć się w historię Anielki i jeszcze bardziej docenić kunszt pisarski Prusa.


    Z początku przedstawia się nam sielskie życie bohaterów, którzy wprawdzie mają pewne problemy finansowe oraz te związane z uwłaszczeniem chłopów, ale wszystko to jest wystarczająco odległe dla Anielki, by nie utrudniać codziennej egzystencji. Jednak z czasem beznadziejne decyzje jej ojca zmuszają rodzinę do porzucenia wygodnego stylu życia i wtedy zaczyna się dramat. Dziewczynka musi płacić za błędy pana Jana, który przestaje się przejmować losem żony i dwójki dzieci, ostatecznie nie dostając szansy na naprawienie popełnionych błędów. Książka ma też bardzo smutne zakończenie, które pokazuje, że czasami złe decyzje może i nie zniszczą naszego życia, ale mogą to zrobić z otaczającymi nas ludźmi.

 

    Szczerze mówiąc, nie czytam powieści pozytywistycznych dla fabuły, ale dla bohaterów oraz realiów ówczesnego życia. Na tym polu Anielka spisuje się świetnie. Wprawdzie rodzina bohaterki nie jest sympatyczna, ale całe grono pozostałych pojawiających się postaci całkowicie przypadło mi do gustu, szczególnie grupa chłopów oraz guwernantka, panna Walentyna. Z tą postacią związana jest bardzo zabawna scena - jej rozmowa z panem Janem, dla której samej można przeczytać Anielkę. Jeśli chodzi o realia, to Prus porusza tutaj problem, jakim było uwłaszczenie chłopów dla szlachty oraz jak to mogło zniszczyć ich życie, właśnie na przykładzie rodziny głównej bohaterki.


    Anielka to dla mnie duże zaskoczenie, z całego serca polecam tę świetną i dość krótką powieść Bolesława Prusa. Nie jest to książka, która zmieni czyjeś życie, ale jako odprężająca lektura do poduszki sprawdza się nadzwyczaj dobrze. Ja nie potrafiłem się oderwać.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To przykre, że życząc „Spełnienia marzeń!”, mamy na myśli uwolnienie się od patologii, nieszczęść i cierpienia, a nie na przykład kupienie sobie ładnego domu (ale w sumie go nie potrzebujemy, przecież zawsze go dostajemy u pani Katarzyny Michalak za pół darmo)

„Vertical”, czyli chyżo pikujmy dla objawienia!

Oby był to dobry „Omen”