„Życie i śmierć” - zrzygajmy się znów na lekcji biologii!

    Wszyscy kochamy Zmierzch i wszyscy oczekujemy na nowe historie z tego niezwykłego, przerażająco wręcz nudnego świata. Niestety Życie i śmierć nie jest nową opowieścią i na pierwszy rzut oka wydaje się zwykłym skokiem na kasę oddanych fanów. Czy tak jest, to niech każdy oceni sobie sam.


    Stephanie Meyer tłumaczy się w przedmowie, że impulsem do napisania tej historii była jej obrona Zmierzchu jako opowieści uniwersalnej, w której fakt, że Bella jest kobietą, nie ma żadnego znaczenia. No więc tym razem głównym bohaterem jest Beaufort Swan, który przeprowadza się do ojca, by jego matka mogła sobie ułożyć życie z nowym facetem. Beau chodzi do pobliskiej szkoły i tam poznaje nowych znajomych oraz grupkę dziwnych nastolatków o pięknych, bladych twarzach. Wśród nich wyróżnia się Edythe, w której Beau szybko się zakocha i przy okazji odkryje, że ona i jej towarzysze są wampirami. Fabuła może brzmieć jak kalka Zmierzchu i w praktyce właśnie tak jest. Chociaż nie końca i jeśli ktoś czytał wszystkie książki o perypetiach Belli i Edwarda, to wie, że losy Beauforta i Edythe nie mogły potoczyć się w taki sam sposób. Nie będę jednak zdradzał zmian, ponieważ naprawdę mi się one podobają i są o wiele lepszym poprowadzeniem tej historii, nawet jeśli przez to autorka idzie w pewnych aspektach na skróty. Mimo tego nadal wieje nudą, nadal zagrożenie pod koniec pojawia się nagle i bez sensu, tylko po to, żeby wprowadzić dramat i poświęcenie. Bój się, czytelniku!


    Bardzo ciekawe jest to rozwiązanie z zamianą płci prawie wszystkich bohaterów, ponieważ ich zachowania i charaktery pozostają w gruncie rzeczy niezmienione. Przez to tradycyjnie męskie role przejmują kobiety, co jest dziwne, ale w pewien sposób bardzo świeże i odważne. W Życiu i śmierci to kobiety stoją na czele, czyli dzieją się rzeczy, do których nie przyzwyczaiła nas kultura. I to dla mnie, jako samca, jest dziwne, ale fascynujące i niezwykle interesujące. Szkoda tylko, że fabuła to nadal Zmierzch.


    Tym, co sprawia, że Życie i śmierć można przeczytać, a Zmierzch jest okropny, jest narrator. Otóż Bella z jakiegoś powodu pozostaje przez całą książkę strasznie antypatyczną postacią. Po prostu ciągle na wszystko narzeka i na pewnym etapie to już przestaje być śmieszne, a staje się irytujące. Natomiast Beau także jest ofiarą losu, ale nie stęka cały czas. Na przykład to jojczenie Pięknej na wspólną łazienkę - tutaj też jest to poruszane, ale Beau nie jęczy, ponadto podaje rozsądny powód, dlaczego taka sytuacja z jego mamą była trochę irytująca. Oczywiście chłopak nadal pozostaje wyjątkowo nijaki, ale da się poczuć do niego jakąkolwiek sympatię. No i umiałem się nawet jakoś w niego wczuć, ale to pewnie dlatego, że też jestem mężczyzną.


    Książka nie sprawdza się zbytnio jako romans, ponieważ ten związek Pięknego i Pięknej Bestii wynika z niczego. To znaczy ona jest ładna, on też, a ona się nim zainteresowała, bo nie potrafiła przeczytać jego myśli, bo coś tam coś tam. No dobra, a jak z byciem horrorem? Może tutaj dano nam trochę mięska? No nie za bardzo. Powiedzmy sobie szczerze - Życie i śmierć, podobnie jak Zmierzch nie jest horrorem, sama obecność wampirów nie wystarczy

 

    Jeśli jesteś fanem Zmierzchu to i tak będziesz czytał tę nową wersję. Cóż, ja polecam. Bawiłem się nawet dobrze. Nie wiem dlaczego, może to jakiś nie wiadomo skąd wzięty sentyment do tego świata? A może Życie i śmierć, jako poprawiona wersja tej samej historii, prezentuje się zwyczajnie lepiej od pierwowzoru.


    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka