„Akademia pana Kleksa” - po prostu opowiedziałem ci bajkę

    Akademia pana Kleksa jest jedną z tych książek, z którymi polski czytelnik miał ogromną szansę się zapoznać na wczesnym etapie edukacji. Tak też było w moim przypadku. Darzę tę krótką powieść ogromnym sentymentem i teraz, po latach, sięgałem do niej pełen obaw. W końcu niektóre książki skierowane do młodego czytelnika (jak Pinokio, Kamień filozoficzny czy Mały Książę) mają tendencję, do nietraktowania odbiorcy poważnie. No a jak jest z Akademią pana Kleksa?


    Głównym bohaterem i narratorem tej fantastycznej opowieści jest Adaś Niezgódka, mający dwanaście lat. Ponieważ jest z niego okropna niezdara i nieudacznik życiowy, zostaje przez rodziców wysłany do Akademii pana Kleksa, położonej w wielkim budynku, otoczonym rozległym parkiem. Rezyduje tu gadający szpak, za murem urzędują różne bajki, a na trzecim piętrze nauczyciel trzyma swoje sekrety. Jest to miejsce niezwykłe, niezwykłe są też metody wychowawcze samego Ambrożego Kleksa. Książka to bardziej zbiór opowiadań połączonych pewnymi wspólnymi elementami - wątkami szpaka Mateusza, opowieści o księżycowych ludziach oraz postacią Alojzego, jednego z uczniów Akademii. Zakończenie jest tutaj bardzo istotne i muszę o nim pomówić, ponieważ moim zdaniem to właśnie ono rzuca światło na interpretację całej książki.


    Pan Kleks jest ekscentrykiem. To człowiek, który nie ma żadnego pojęcia o nauczaniu, wychowaniu, czy wywiązywaniu się z zobowiązań. Widzimy to w książce bardzo wyraźnie, widać też skutki takiego zachowania. Ponadto Ambroży karmi swoich uczniów jakimiś dziwnymi, nie do końca legalnymi substancjami, czego efekty również są dostrzegalne. Natomiast co do pozostałych bohaterów, to Adaś nie ma za dużo charakteru, ale nie mam z tym problemu, on jest raczej obserwatorem wydarzeń. Podobnie jak z późniejszym Mikołajkiem - to prawda, że narrator jest najbardziej nijaką postacią z grona bohaterów, ale dzięki temu kierujemy naszą uwagę na rodziców czy kolegów. Zresztą, łatwiej się w ten sposób utożsamić, a to w Akademii jest bardzo ważne.


    Natomiast nie można Brzechwie odmówić wspaniałej wyobraźni. Wykreowany w tej opowieści świat jest barwny, niesamowity i tajemniczy. Wprawdzie jest dość słabo zarysowany, czytelnik jest co chwila zaskakiwany nowymi rozwiązaniami, ale nigdy nie odniosłem wrażenia, że coś tu jest niespójne. Największy zarzut tyczy się właściwie pompki powiększającej - Kleks powiększa nią jedzenie, żeby starczyło dla wszystkich, ale po zjedzeniu żywność i tak się kurczy i trzeba dojadać. Moje pytanie - po co marnować na to czas, skoro rezygnacja z tego dałaby ten sam efekt, za to bez zmarnowanego czasu?


    A teraz przyszedł czas na zakończenie. Uwaga, spoilery. A więc ja zdaję sobie sprawę z tego, że Kleks jest generalnie bardzo podejrzanym typem. Karmi dzieci jakimiś używkami, niczego sensownego nie uczy, dodatkowo oszukał golarza Filipa. To prawda, jednak nie widzę powodu, żeby to wytykać. No ale czemu? Otóż książka kończy się w tej sposób, że pan Kleks zmienia się w guzik. Dzięki temu szpak Mateusz (o którym dowiedzieliśmy się, że jest zaklętym księciem), może wrócić do swojej ludzkiej formy. Kiedy jednak Adaś kłania się przed nim, okazuje się, że Mateusz to sam autor, Jan Brzechwa, który tłumaczy, że historia z księciem to była tylko bajka, w którą Adaś uwierzył. Podobnie jak sama Akademia, którą na końcu Brzechwa stawia na półce, obok innych bajek. I właśnie tutaj jest sedno. Adaś jest niesfornym, niezdarnym chłopcem, dodatkowo rudym (rudzi mogą przecież narazić się na ostracyzm tylko ze względu na kolor włosów), który trafia do wspaniałego, magicznego świata. Z tego powodu nie dostrzega, że jego mentor (kilka razy w książce podkreśla się nam, że chłopcy go bardzo szanują, żeby czytelnik na pewno nie zapomniał) jest pomylonym, niekompetentnym szarlatanem, którego moc wynika z kilku starych tabliczek. Jednak każda bajka ma swój koniec i kiedy Alojzy niszczy sekrety pana Kleksa, wszystko znika. Zostaje tylko rzeczywistość oraz Adaś, który przekonuje się dzięki Brzechwie, że wszystko, czemu się oddawał, to kłamstwo. I to jest prawdziwa nauka, jaką niesie ze sobą ta powieść - nie należy wierzyć w raj na ziemi, w łatwe, przyjemne rozwiązania (czy Akademia nie jest wymarzoną szkołą dla niesfornego, młodego chłopca?). Sam Kleks jawi się tu jako większy antagonista niż golarz Filip.


    Podsumowując, Akademia Pana Kleksa jest świetną powieścią. Może nie idealną, jednak ma wartość. Jednak sądzę, że ważne jest to, żeby sięgające po nią dziecko miało świadomość wymowy tego zakończenia. Bo ja na przykład pamiętam, że jako dziecko kompletnie nie rozumiałem czemu stało się to, co się stało. Także polecam.


    Pozdrawiam serdecznie. Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka