„Glizdawce” to kolejne robaczki Carda
Tak skutecznie zabierałem się do tej książki, że musiała ona czekać pół roku na swoją kolej. No ale cóż, to nieważne. Ważne jest, iż mogłem spodziewać się dobrej książki, bo przecież właśnie po to sięga po jakąkolwiek powieść, czyż nie? Zabierając się do czytania zawsze oczekujemy przyjemności. No chyba że to książki Stefana Żeromskiego, wtedy może lektura ma zaspokoić inne potrzeby, bardziej pokrętne, wręcz masochistyczne. Ale odkładam już ten temat i przechodzę do recenzji Glizdawców.
Na planecie Imaculata od tysiącleci trwa krwawa wojna między ludźmi a nieludzkim zagrożeniem. Mimo iż gatunek ludzki skolonizował to miejsce dawno temu, ich cywilizacja jest cyklicznie niszczona. Legenda głosi, że tylko prawowita dziedziczka Kapitana Statku, siódma siódma siódma córka uratuje ten świat lub doprowadzi do jego zniszczenia. Bowiem owa dziedziczka jest kluczem do realizacji planu wielkiego wroga, który od tysiącleci czeka, aż będzie mógł zrealizować swe zamiary. Naszą główną bohaterką jest właśnie owa przepowiedziana wybawicielka ludzkości. Patience służy na dworze heptarchy Oruca. Od dziecka ćwiczy się w sztuce skrytobójstwa, dyplomacji i kłamstwa. Wprawdzie to ona powinna po śmierci jej ojca objąć tron, jednakże pamięta swoje wychowanie i zdaje sobie sprawę, że najważniejsza jest służba państwu. Jednak kiedy czas się zbliża, głos woła ją w stronę Spękanej Skały i Patience będzie musiała wyruszyć, żeby zmierzyć się ze swoim przeznaczeniem. A w międzyczasie zbierze również drużynę, która umożliwi jej doprowadzenie do relatywnie dobrego finału. Glizdawce wyraźnie dzielą się na dwie części, w pierwszej czytelnik dostaje całą masę intryg na dworze królewskim, a druga to podróż. No i pewnie zależnie od upodobań każdy sam sobie określi która z nich jest lepsza, ja nie wiem. Są zbyt różne, żeby móc je tak bezpośrednio porównać. Nie oznacza to, że książka nagle zmienia się w coś innego, bo tematy i ton są zawsze jednolite.
Mając w głowie to, że Glizdawce ukazały się w roku następnym w stosunku do Mówcy Umarłych łatwo skojarzyć sobie tę powieść z tamtą wybitną drugą częścią cyklu o Enderze. Wydaje mi się, że skojarzenia są tutaj właściwe. Podobnie jak w Mówcy Card w doskonały sposób kreuje świat Imaculaty, zręcznie przechodzi od science-fiction do fantasy, umiejętnie porusza się po aspektach duchowych. Jestem pod ogromnym wrażeniem konstrukcji świata przedstawionego i wrażliwości, z jaką Card podchodzi do tematu człowieczeństwa. Świetna robota, nie napiszę nic więcej, bo to już byłyby masywne spoilery.
Książka jest doskonale napisana. Card umie przedstawić długą rozmowę na jakieś dziwne, może poboczne tematy, od której nie można się oderwać. W przypadku innego autora może bym narzekał, że zdecydowanie za często bohaterowie po prostu gadają i gadają i gadają i nic się poza tym nie dzieje, ale właśnie to jest siłą Glizdawców.
Tak, jestem zachwycony. To po prostu świetna literatura, która nie tylko dostarcza rozrywki, ale także zachęca do zastanowienia się i może zmiany swojej perspektywy. Może. W każdym razie polecam z całego serca, bo to książka dobra i jest duża szansa, że ci się spodoba. Słyszałem, że są tu jakieś nawiązania do Endera, ale nie jestem w stanie tego potwierdzić. To co może byłoby czymś takim jest zdecydowanie za mało konkretne.
Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.
Komentarze
Prześlij komentarz