Nie zasmakuje słodkiej „Zemsty”, jest na to zbyt szlachetny i męski
Czy Mistrz potrzebował kontynuacji? Zdecydowanie nie i to po Zemście dość mocno widać - nie trzeba znać pierwszej części, żeby cieszyć się drugą. Cieszyć? Użyjmy tego słowa na potrzeby recenzji, chociaż za dużo radości podczas czytania nie miałem. W ogóle ta powieść jakoś przemknęła przez moje życie. Bardzo szybko ją przeczytałem i w sumie to gdyby nie to, że piszę te recenzje, pewnie nawet nie chciałoby mi się poświęcić jej jednej nadprogramowej myśli. A to przecież niedobrze - nie po to czytam, żeby się ogłupiać. Niestety Katarzyna Michalak albo uważa inaczej, albo ma wobec literatury zupełnie inne oczekiwania. Cóż, to zawsze jakieś podejście, a ja nie uważam, żeby moje było najlepsze. I to przecież widać, bo inaczej bym nie czytał powieści pani Kasi.
Także można powiedzieć, że Zemsta jest skuteczną kontynuacją. Proces czytania Mistrza był w moim przypadku tak samo nijaki, bezbolesny i szybki.
Raul de Luca jednak nie umarł - żyje sobie w ukryciu spokojnie, ma nawet syna, jednak jakieś dwadzieścia lat po wydarzeniach z Mistrza, zło znowu go spotyka. Umiera Sonia wraz z jej ukochanym. Napisałem, że ukochanym, ponieważ zapomniałem, jak się nazywa, ale to nieważne, w końcu i tak już nie żyje. Nie można tego powiedzieć o ich córce, młodziutkiej Marie Solay… ziew… no, w każdym razie dziewczyna ucieka, trzeba ją uratować, zrobi to syn Raula, czyli Tristan, który się zakocha… ziew… a poza tym mamy też postacie z innej książki pani Kasi, z tym że to raczej takie mrugnięcie do wiernych fanów, niż jakakolwiek kontynuacja, bo można byłoby zamienić ich na kogokolwiek innego i nic by to nie zmieniło. Jaka jest fabuła? Zadziwiająco prostacka i niezapadająca w pamięć. Nie ma co o niej więcej opowiadać.
Czy zemsta jest motywem przewodnim Zemsty? Niekoniecznie. Powiedziałbym, że jest nim szeroko pojęta męskość, która tak często rządzi męskimi bohaterami Katarzyny Michalak. Po tej tezie można się domyślić, jakimi postaciami zostaliśmy tutaj obdarowani - beznadziejnymi. Marie to oczywiście kolejna nudna jak flaki z olejem dziewica, której jedynym celem jest bycie damą w opałach, ale spokojnie, w pewnym momencie książki dochodzi kolejna. No i tutaj po raz kolejny Michalak daje upust swoim sadystycznym skłonnościom - nie dość, że to babsko (bohaterka) straciło kiedyś dziecko, to jeszcze zostaje w ramach Zemsty wielokrotnie zgwałcone, bo czemu nie. A najśmieszniejsze jest, że tym razem faktycznie z winy głupiego faceta, który z jakiegoś powodu, świadomy niebezpieczeństwa, pozwolił jej się oddalić.
Antagonista tej powieści to antagonista ostateczny. Baron Vladimir Harkonnen to przy nim słodki kociaczek i to zarówno cieleśnie jak i duchowo. Wyobrażam go sobie jako Imperatora z filmu Star Wars: The Empire Strikes Back. Przez to ciężko go traktować poważnie, szczególnie już po skończeniu lektury i sposobu, w jaki rozwiązano problem jego egzystencji.
Ale najgorszym elementem tej książki jest jej pięć ostatnich akapitów. Ten epilog miał chyba dać czytelnikowi nadzieję - że mimo niesprawiedliwości świata, to zawsze istnieje nadzieja, a wielkie poświęcenie nie pójdzie nigdy na marne. W praktyce jednak jest to tak naiwne, że jedynie śmieszy.
To dopiero druga powieść pani Kasi z 2016 roku i już jest tak marnie i smętnie? Nie może być! Pani Kasiu, ja wierzę, że pani książki mogą znowu być tak zabawne, jak kiedyś! Uczyńmy Michalak ponownie wielką!
Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.
Komentarze
Prześlij komentarz