Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka

    Przy okazji Mroczniej byłem dość zadowolony, bo książka mnie pozytywnie zaskoczyła. Chociaż z drugiej strony po Nowym obliczu Greya oraz Greyu ciężko było napisać jeszcze gorszą książkę. Z jeszcze innej strony przed Wyzwolonym James wydała Mistera, który nie jest dobrą książką. Jednak ja jestem człowiekiem otwartym na dobro i zawsze zakładam, że każda książka może mnie zadowolić, nawet gdyby to była ta kolejna mityczna część Kronik Ferrinu Katarzyny Michalak. Wprawdzie jeżeli jakiś cykl lub autor mnie nudzi, to odstęp między kolejnymi dziełami tej serii czy tego pisarza jest zwykle spory, o wiele większy niż gdy coś lubię (co za zaskoczenie!), ale i tak wszystko przeczytam. Gwarantuję! Może na początek drobny kontekst - Wyzwolony to oczywiście fabuła Nowego oblicza Greya, tyle że z perspektywy Christiana Greya. Akurat tak się składa, że Nowe oblicze Greya to jedna z najgorszych książek, jakie w życiu przeczytałem, także Wyzwolony mimo wszystko nie miał trudnego zadania w aspekcie przebicia swoją jakością pierwowzoru. Niestety nasze polskie tłumaczenie nie robi dobrego pierwszego wrażenia, bo kiedy zabieramy się do lektury, dostrzegamy, iż tę książkę tłumaczyła trójka tłumaczy! Z początku pomyślałem, że może przynajmniej jeden z nich tłumaczył Nowe oblicze Greya, ale nie. Po co aż trzy osoby?

    Już od razu dostajemy od wydawcy w pysk informacją, że otrzymujemy zaproszenie na ślub dekady! Zgadza się, Wyzwolony pozwala nam zajrzeć za kulisy ślubu Anastasii i Christiana w czasie teraźniejszym i to jest całkiem przyjemne. Początek książki jest super, mamy jakieś przedślubne perypetie i jeśli ktoś przyzwyczaił się do tych postaci (na etapie szóstej książki chyba się już dało), powinien być zadowolony. Niestety później przypominamy sobie, że to jednak jest fabuła Nowego oblicza Greya, więc potem nie dzieje się już nic. Jest dokładnie tak, jak pisałem w recenzji tej oryginalnej książki - dostaliśmy raczej zbiór scenek rodzajowych, które są jeszcze komiczniejsze niż tam, ponieważ w Wyzwolonym mamy okazję poznać myśli Christiana i jego autentyczne reakcje na takie skandale jak pozostanie przy panieńskim nazwisku czy opalanie się topless.

    Kreacja postaci jest mistrzostwem świata. Christian Grey nie zachowuje się jak człowiek. I nawet nie chodzi mi o to, że jego penis ma własny charakter, tutaj tego niestety nie ma. Jego żona wsiada na skuter wodny, a on zaczyna panikować, dzwoni do wszystkich swoich pracowników, żeby przechwycili Anę, zachowuje się tak, jakby ona postanowiła wsiąść do pikującego samolotu. Oczywiście po każdym takim konflikcie następuje kolejna nudna scena bzykanka, po której problem znika, mimo iż nie został rozwiązany. W recenzji Nowego oblicza Greya zdobyłem się na trochę humoru, ale tutaj nie jestem w stanie, bo to jest po prostu to samo, tylko że po raz kolejny. Na pewno książka jest zabawniejsza w ten najgorszy możliwy sposób, ale niestety w pewnym momencie człowiek tak bardzo obojętnieje, że zaczyna czytać nieuważnie.

    Dziwne to pożegnanie z Pięćdziesięcioma odcieniami. Wielkieś mi uczynili pustki w domu moim, moja droga Anastasio, mój zmysłowy Christianie, tym zniknieniem waszym! Czy można w ogóle teraz normalnie żyć? Raczej tak. No cóż, niech pani James dalej pisze. Może warto spróbować się w jakimś innym gatunku? Jakiś thriller może, ale tym razem bez erotyki? Mógłby się przyjąć, kto wie!

    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu