„Przeminęło z wiatrem”, tak się toczy życie

    Ponieważ wczułem się w klimat tej powieści, to postąpiłem zgodnie ze słynnym zdaniem Scarlett O’Hary i pomyślałem o napisaniu recenzji na dzień następny po zakończeniu lektury. Wprawdzie zmusiło mnie do tego życie, więc mojej zasługi w tym nie ma żadnej, ale jak to pasuje do sytuacji! A teraz, skoro już pomyślałem o tym, przejdę do recenzji Przeminęło z wiatrem.


    W gorącej scenerii amerykańskiego Południa wychowuje się główna bohaterka tej monumentalnej opowieści, Scarlett O’Hara, zamieszkująca swoją ukochaną ziemię, Tarę. Może nie jest najpiękniejszą dziewczyną w okolicy, ale i tak żaden mężczyzna nie jest w stanie się jej oprzeć. Scarlett bawi się chłopcami, jednak tak naprawdę jest zakochana w niejakim Ashleyu Wilkesie. Dziewczyna nie przejmuje się zbytnio zapowiadanym przez mężczyzn konfliktem, ponurym, ale odległym widmem przyszłości, ale ten wkrótce przejmie się nią. Wybucha bowiem wojna secesyjna i Scarlett, chcąc nie chcąc, będzie musiała stanąć przed nowymi wyzwaniami, by zachować samą siebie oraz ukochaną Tarę. I choć wojna zaczyna się i kończy, sytuacja zmienia się wiele razy, odchodzą od niej bliscy, to jednak gorąca miłość do ziemi w niej pozostaje, a bohaterka z dziewczyny staje się kobietą.


    Nie można w jednym zdaniu określić o czym traktuje dzieło Margaret Mitchell. Przede wszystkim jest to książka o zmianach, ale także o wojnie, o wolności, o dumie i uprzedzeniu, o godności, o znaczeniu słowa miłość i o wielu, wielu innych sprawach. Można byłoby to wszystko podsumować w taki sposób - jest to książka o życiu. Dlatego właśnie jest to tak długa, tak pełna w treść opowieść. Natomiast zakończenie, które serwuje nam autorka jest po prostu idealne, klękajcie narody.


    Zmiany, zmiany - samo życie. Uwielbiam to, że Przeminęło z wiatrem nie przyjmuje nigdy żadnej narracji faworyzującej jakąkolwiek stronę w poruszanym problemie. A książka przecież pochyla się zarówno nad zwykłym życiem, jak nad wojną czy rasizmem i niewolnictwem. Ponieważ obserwujemy sytuację z perspektywy ludzi, którzy nie dostrzegają zepsucia świata, który ich otacza, bardzo łatwo można założyć, że książka gloryfikuje nam obraz świata Konfederatów. Ale tak nie jest, Mitchell po prostu oddaje temu światu należny mu szacunek, pokazuje jego punkt widzenia. Dlatego właśnie nie można tu dokonać jakiejkolwiek oceny, bo ona zwyczajnie byłaby niesprawiedliwa. Nikt nie jest całkowicie zły, nikt także nie jest całkowicie dobry.


    Z tym wiąże się także przedstawienie postaci głównej bohaterki. Scarlett O’Hara jest kobietą niesamowicie głupią. To uderza od pierwszych stron i zostaje z czytelnikiem do samego końca, ale tak właśnie miało być. Bo Scarlett jest zwykłą kobietą, której zresztą (wbrew pozorom) najdalej do wszelkich fałszywości i obłudy ówczesnego jej świata, ale nadal po prostu człowiekiem świata, który musi odejść. Scarlett będzie musiała nauczyć się przeżyć w nowej rzeczywistości i złożyć stosowne ofiary na ołtarzu życia, żeby wyjść z przemiany cała. A czy jej się to uda i w jakim stanie przetrwa, tego można dowiedzieć się już z samej lektury Przeminęło z wiatrem.


    Mitchell mistrzowsko prowadzi swoją książkę. Przeminęło z wiatrem jest bardzo długie, ale ani przez moment się nie nudziłem. Autorka płynnie przechodzi z jednego tematu na drugi, a przez monumentalność i kompletność całości nigdy nie ma się wrażenia, że jakiś element tutaj nie pasuje. Bo to jest po prostu życie, a pani Margaret traktuje swojego czytelnika z szacunkiem. Poza tym, jest tu wiele takich celnych zdań, wypowiedzi bohaterów, które idealnie nadają się cytowanie w ewentualnej dyskusji. Gdyby nie to, że nie uprawiam pisania po książkach, mój egzemplarz Przeminęło z wiatrem byłby mocno popisany.


    Nie jestem zadowolony z tej recenzji. Ale cóż, po prostu nie jestem w stanie w takiej krótkiej formie w sposób kompletny opisać moich wrażeń z tak ogromnej, tak doskonałej książki. Jeśli jako ludzkość mielibyśmy się czym pochwalić, to z pewnością ta powieść jest czymś takim. Polecam. Ale spokojnie, możesz odłożyć sobie w czasie ruszenie do biblioteki czy księgarni. Pomyśleć o tym jutro? No, czemu nie, to czasem pomaga.


    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka