Czy „Pokolenie Ikea” to kontrowersja?
Czytelnik ma okazję śledzić losy niejakiego Piotra C. (pseudonim „Czarny”), z którym to identyfikuje się autor. Właściwie ciężko powiedzieć, o czym konkretnie jest ta książka, ponieważ rozdziały traktują o innych aspektach życia narratora, przez co całość przypomina raczej zbiór opowiadań. Cała historia jawi się jako „szczera spowiedź” trzydziestopięciolatka. Próżno szukać tu jakiś niesamowitych zdarzeń, z którymi będzie musiał poradzić sobie nasz bohater. Może i nazwałbym to wadą, jednakże należy tu się zastanowić nad tym, czym jest Pokolenie Ikea. Mianowicie opowieścią o niedojrzałym mężczyźnie, który tak w gruncie rzeczy nie wie, po co żyje. A zakończenie jest naprawdę smutne i poruszające
Główny bohater nie jest osobą godną naśladowania, jednak w swojej infantylności pozostaje niezwykle sympatyczny i bardzo bliski czytelnikowi. Jego podboje seksualne nie są w powieści potraktowane jako wyczyny, którymi Piotr się chwali, ale jako nieodłączna część jego bezsensownego życia. To nie jest tak, że on chwali się tym, jak zdobywa kolejne dziewczyny. Po prostu poświęcając się sukcesowi, którego nie udało mu się osiągnąć, zmarnował całe życie. Nic mu już nie zostało, to o czym innym ma mówić? Co do pozostałych postaci, to nie są one zbyt ważne. Zwykle czytelnik dostaje jedną historyjkę o każdym z nich i to w zupełności wystarczy, bo są to ludzie jak każdy z nas w tym naszym konsumpcyjnym społeczeństwie.
Dlaczego więc ta książka jest określana jako kontrowersyjna? Wydaje mi się, że dlatego, iż pełno w niej wulgaryzmów, a autor mówi otwarcie o ludzkiej seksualności. I to tyle. Naprawdę, czy to są w dzisiejszych czasach wyznaczniki kontrowersyjności? Czy nikt z tych tworzących negatywne opinie o Pokoleniu Ikea, nie zetknął się z towarzystwem, które co drugie słowo używa wulgaryzmów? Czy dzisiaj rozpusta nadal pozostaje tematem tabu i nadal nikt nie przyznaje się do zwykłej, zwierzęcej potrzeby uprawiania seksu? Moim zdaniem nie. Naprawdę, dla mnie większą kontrowersją była Nana Emila Zoli, która jak na czasy, w których się ukazała (a był to XIX wiek), słusznie narobiła dużo szumu. Natomiast Pokolenie Ikea jest po prostu historią człowieka, który zatracił się w swoim życiu. Nie ma co rwać nad nią szat i lamentować, jaka to ona nie jest beznadziejna. Jeśli chodzi o kwestie techniczne książki, to nie mam nic do zarzucenia. Książka jest napisana naprawdę sprawnie. Jeśli natomiast jesteś czytelnikiem wrażliwym na piękno języka, no to nie jest to lektura dla ciebie, ze względu na te wulgaryzmy.
Dobrze chociaż, że autora nie oskarża się o obrazę moralności (chyba, że ja o czymś nie wiem), bo wtedy to już byłby śmiech na sali. A myślałem, że współcześnie literatura nie musi się trzymać żadnych sztywnych reguł.
Ostatecznie Pokolenie Ikea okazało się być niezwykle szczerą podróżą w głąb umysłu człowieka, który nie zrealizował swoich marzeń i próbuje dalej wegetować, ignorując zaprzepaszczone szanse. Kwestia, czy ci się spodoba, czy nie, zależy od podejścia do rynsztokowego języka, jakim książka została napisana. Osobiście uważam, że warto dać tej powieści szansę, nawet jeśli po tych wszystkich recenzjach spisałeś ją już na straty.
Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.
Komentarze
Prześlij komentarz