„Zachcianek”, czyli koszmar marzyciela

    Nie lubię Poczekajki i w ogóle się tego nie wstydzę. Dlatego z niedużym (żeby nie powiedzieć żadnym) entuzjazmem podszedłem do kontynuacji, Zachcianka. Już na wstępie chciałbym zauważyć, że tytuł jest całkowicie idiotyczny. W sumie, jeśli już miałbym go jakkolwiek poprawiać, to zaproponowałbym autorce Chcicanek, albo Chędożek. Moje propozycje nie oddają w prawdzie do końca charakteru powieści, ale przynajmniej są umiarkowanie zabawne.


    Znajoma czytelnikowi z pierwszego tomu serii Patrycja, młoda pani weterynarz spędziła już rok ze swoim ukochanym, wybranym magią Gabrielem. Jednak związek się nie klei, bo on znika na całe dnie, a do tego kobieta zmusza naszego hrabiego do zmieniania ubrań i mycia się! Skandal! Relacja między bohaterami zaczyna się psuć jednak dopiero wtedy, gdy Gabriel sprowadza do domu swoją byłą, chorą psychicznie Janeczkę. Potem następuje jeden z głupszych momentów w książce, w wyniku którego protagonistka opuszcza wybranego. Wraca do Poczekajki, znowu zaczyna pracować w zoo. W to wszystko są też wplątani Łukasz, któremu zależy na Patrycji, jej przyjaciółka (to znaczy mówi się nam, że one się przyjaźnią) Hanka oraz krąg wiedźm. No i jeden wiedźmin, ale nie taki jak u Sapkowskiego. Przede wszystkim - ta książka nie ma żadnej fabuły. Oczywiście dzieją się tutaj wydarzenia, są dramaty, są kłótnie, są rozstania, płacz i zgrzytanie zębów, ale jeśli spojrzy się na tę historię z dystansu, to można byłoby to skrócić do jednego rozdziału, wywalając całą masę nieistotnych wątków.


    Patrycja pisze tutaj książkę o tytule Poczekajka oraz produkuje promujący ją teledysk. Z tego co rozumiem, Michalak zawarła w tym wątku elementy autobiograficzne. I to się naprawdę czuje, bowiem przedostatni rozdział, poświęcony właśnie kręceniu owego filmu, jest najnudniejszym fragmentem tej śmiertelnie nudnej książki. Można go spokojnie pominąć, podobnie zresztą jak całe zakończenie. Bo Zachcianek nie ma kompletnie nic do zaoferowania. Nie ma to ani jednego dobrze napisanego wątku, a jeśli chodzi o dobre żarty, to jest jeden. Inną sprawą są oczywiście te fragmenty, w których się śmiałem z niskiej jakości książki.


    Co do bohaterów, to oczywiście wszyscy są odpychający do bólu. Nie ma tu ani jednej sympatycznej osóbki. Dodatkowo, każdy bohater jest wyjątkowo agresywny. Wszyscy ciągle wrzeszczą, jakby byli postaciami z jakiegoś slashera, zachowują się irracjonalnie i mówią o mordowaniu się wzajemnie. Co chwila czytamy, że ktoś planuje morderstwo, albo przewiduje samobójstwo. To pewnie miało być zabawne, ale pani Katarzyno, nie w takich ilościach. Teraz pewnie wyskoczy z tłumu jakiś inteligent (na przykład z Krakowa) i powie, że to to tak specjalnie, że Michalak sprawnie operuje tutaj groteską. Otóż drogi inteligencie, nie. Tutaj po raz kolejny wychodzi to, o czym wspominałem już przy recenzji Poczekajki - że dialogi u Michalak brzmią tak, jakby autorka nigdy w życiu nie słyszała prawdziwej rozmowy między prawdziwymi ludźmi. A może po prostu obracała się zawsze w patologicznym środowisku. Ale nie sądzę, bo te jej dialogi mają być przecież zabawne, a nie brudne i uliczne.


    Poziom inteligencji bohaterów jest naprawdę niski. Patrycja nie ma pojęcia o absolutnie niczym, nie zna instytucji wzywania policji, ponadto jest otoczona przez samych brutali. W sumie jestem całkiem zadowolony z tego, że bezpodstawność jej związku z Gabrielem została wytłumaczona magią, bo magia działa szybko, ale jest nietrwała. Tak, prosty sposób na wyjaśnienie, czemu w poprzedniej części ten wątek był idiotyczny.


    Poczekajka była w pewien sposób urocza, ale Zachcianek już stracił wszystko, co przy pierwszej części Michalak miała do zaoferowania. Mógłbym tak cały czas narzekać - że autorka wciskając w usta bohaterów angielskie zwroty nie pisze owych obcych wyrazów, lecz to jak się je wymawia, przez co owe wypowiedzi stają się absolutnie niezrozumiałe i trzeba się przy nich zatrzymać. A już naprawdę zalazły mi za skórę to obrzydliwe neologizmy - w tej książce nie ma marzycielek, są za to drimerki, które drimują. Pani Katarzyno, proszę jednak pisać po polsku, a jeśli chce się pani bawić słowem, to nie tak. Proszę, to boli. Zachcianek jest książką okropną, o wiele gorszą od Poczekajki. Nie polecam.

 

    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To przykre, że życząc „Spełnienia marzeń!”, mamy na myśli uwolnienie się od patologii, nieszczęść i cierpienia, a nie na przykład kupienie sobie ładnego domu (ale w sumie go nie potrzebujemy, przecież zawsze go dostajemy u pani Katarzyny Michalak za pół darmo)

„Vertical”, czyli chyżo pikujmy dla objawienia!

Oby był to dobry „Omen”