„Zmierzch”, czyli powieść-legenda
Kto nie zna tej książki chociażby z opowieści niech pierwszy rzuci kamieniem! Moja droga prowadząca do przeczytania Zmierzchu była długa i burzliwa, ale w końcu się udało i mogłem w spokoju zapoznać się z historią dziewczyny, która zakochała się w wampirze, ponieważ… no nie wiem dlaczego. Może nie miała nic innego do roboty.
Mamy więc naszą Bellę Swan (bardzo subtelne autorko), która przeprowadza się do ojca, by jej matka mogła sobie ułożyć życie z nowym facetem. Niestety, główna bohaterka nie cierpi miejsca zamieszkania taty, ponieważ jest tam zimno, ciemno, no i musi dzielić z nim łazienkę. No straszne, ja się nie dziwię, że była do tego pomysłu tak negatywnie nastawiona. Bella chodzi do pobliskiej szkoły i tam poznaje nowych znajomych oraz grupkę dziwnych nastolatków o pięknych, bladych twarzach. Wśród nich wyróżnia się Edward, w którym Bella szybko się zakocha i przy okazji odkryje, że on i jego towarzysze są wampirami. Fabuła może brzmieć ciekawie, ale taka nie jest. To znaczy na początku Meyer potrafi przykuć uwagę, ale im bliżej środka, tym mniej ciekawie. Po prostu życie szkolne Belli nie jest tak interesujące jak się autorce wydaje. Jest też to absolutnie okropne zakończenie, w którym nagle, bez żadnego podbudowania pojawia się jakieś idiotyczne zagrożenie i mamy ogromną dramę oraz poświęcenie protagonistki, które nie jest ostatecznie żadnym poświęceniem. No i trzeba też powiedzieć, że książka naprawdę nie chce się skończyć. Byłem też bardzo zaskoczony tym jak biedną w gruncie rzeczy fabułą dysponuje Zmierzch.
Nie mógłbym nie zwrócić uwagi na bohaterów, ponieważ tutaj naprawdę jest o czym porozmawiać. Bella, która jest piękna (imię zobowiązuje) z jakiegoś powodu pozostaje przez całą książkę strasznie antypatyczną postacią. Po prostu ciągle na wszystko narzeka i na pewnym etapie to już przestaje być śmieszne, a staje się irytujące. Nie myśli też za dużo, a jednocześnie wszystko przychodzi jej zdecydowanie zbyt łatwo. Bawi mnie też to jak łatwo i szybko przyjęła informację o tym, że jej potencjalny chłopak jest wampirem. Nie no spoko, przecież to nie takie dziwne, czyż nie? O samym Edwardzie nie ma co mówić za dużo - ideał mężczyzny z minimalnym charakterem, chociaż i tak ma go więcej niż Bella. Cała reszta to obrazki z dykty. Towarzystwo szkolne zlewa się w jedno, natomiast cała reszta wampirów ma zdecydowanie za mało miejsca by jakkolwiek wpisać się czytelnikowi w pamięć. Jest też ten okropny antagonista. Nie wiemy o nim nic, jego zachowanie jest irracjonalne, a zły plan idiotyczny.
Książka nie sprawdza się zbytnio jako romans, ponieważ ten związek Pięknej i Pięknej Bestii wynika z niczego. To znaczy on jest ładny, ona też, a on się nią zainteresował, bo nie potrafił przeczytać jej myśli, bo coś tam coś tam. Patrząc na Zmierzch nie mam pojęcia jak ich relacja ma wytrzymać próbę czasu. No dobra, ale książka reklamuje się też byciem horrorem, prawda? Może tutaj dano nam trochę mięska? No nie za bardzo. Powiedzmy sobie szczerze - Zmierzch nie jest horrorem, sama obecność wampirów nie wystarczy.
Ostatecznie Zmierzch jest nie tyle głupią powieścią, co nudną. I to właśnie z tego powodu jej nie polecam. Po prostu nie ma tu nic, co miałoby przyciągnąć czyjąkolwiek uwagę. Nie jest ciężko znaleźć lepsze książki o wampirach i nie jest ciężko znaleźć lepsze romanse.
Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.
Komentarze
Prześlij komentarz