„Z Ziemi na Księżyc” - prosta, zwykła podróż w zaledwie 97 godzin i 20 minut
Mam jakieś takie dziwne wrażenie, że generalnie ludzie trochę zbyt poważnie podchodzą do książek Juliusza Verne’a. Oczywiście można przyjąć taki punkt widzenia, że ponieważ sięgam po książkę, która tyle miejsca poświęca na opisanie świata w sposób jak najbliższy temu, co jest rzeczywiste, to mogę oceniać wysiłki autora całkiem poważnie i od tego uzależnić ocenę książki. Można, jak najbardziej, jeszcze jak, ale przynajmniej przy tej książce nie widzę sensu w takim działaniu. No i oczywiście wyjaśnię. Trwa wojna secesyjna, a ponieważ wojna jest matką wynalazku, w Unii powstaje tak zwany Gun Club, Klub Artylerzystów, zrzeszający najlepszych artylerzystów (zaskoczenie, wiem) w kraju. Niestety w końcu wojna się kończy i nasi zdolni Amerykanie, w większości inwalidzi, zostają bez roboty. Nudzą się niemiłosiernie i bardzo narzekają na brak konfliktów zbrojnych. Barbicane, prezes klubu, ma jednak całkiem niezły na rozruszanie towarzystwa. Proponuje wysłanie kuli armatniej na Księżyc. T