„Mord założycielski” - wybacz, przez jakiś czas mnie nie było, nie wiem nic o żadnej próbie zabójstwa
Kiedy popatrzy się na bibliografię Edmunda Wnuka-Lipińskiego (oczywiście tylko w zakresie twórczości nienaukowej) można zauważyć, że oprócz trylogii o Apostezjonie i opowiadań to jakoś ciężko coś znaleźć. Hm hm, ciekawe dlaczego? Cóż, może po prostu Wnuk-Lipiński nie miał ochoty pisać więcej powieści, przecież wolno mu było. Ale możliwe jest również, że wiedział, iż mu to tak średnio wychodzi. Nieważne, nie ma co gdybać. W każdym razie ja się cieszę, bo dzięki temu nie będę musiał po raz kolejny sięgać po jego książki. Czy zakończenie przygody (jeśli to w ogóle można w ten sposób określić, w końcu słowo katorga byłoby może nawet trafniejsze) z historiami spod pióra pana Edmunda było satysfakcjonujące? Także na Apostezjonie narasta napięcie. Burzą się ludzie z marginesu, podnoszą głowę temporyści, a szef służb specjalnych przygotowuje zamach stanu. I to jest tyle co sam egzemplarz Mordu założycielskiego miał mi do powiedzenia za pośrednictwem tylnej okładki. Nie jestem w stanie