„Tryumf pana Kleksa”, a ja po prostu napisałem recenzję
Kończy się pewien etap w życiu Adasia Niezgódki, znanego czytelnikowi z Akademii pana Kleksa. Nasz narrator kończy właśnie naukę w akademii, staje się doktorem (Kleks chyba rozdaje tytuły naukowe tylko w naukach, za które jest sam odpowiedzialny, więc bym się tym zbytnio nie przejmował na miejscu jego uczniów). Pan Kleks jest dumny z wychowanków i jest przekonany, że rozsławią jego szkołę na cały świat (bo jak już dobrze wiemy, Kleks myśli tylko i wyłącznie o końcu własnego nosa). Żegna uczniów, natomiast sam wyrusza do Alamakoty, gdzie lata temu trafiła załoga jego statku, z którą szukał atramentu dla Bajdocji. Oczywiście można byłoby zapytać dlaczego czekał z poszukiwaniami, ale może po prostu nie wiedział, gdzie szukać. Albo jest nieodpowiedzialnym egoistą, to też możliwe. W każdym razie Kleks wyrusza, a Adaś wraca do domu. Niestety jego rodzice zniknęli, a bohater odkrywa, że w wyniku wymyślnej intrygi Alojzego Bąbla ojciec zamienił się w ptaka. Adaś wie, że pomóc może mu tylko sam Kleks, więc w towarzystwie dozorcy Weronika rusza na przygodę. W drużynie z Kleksem znajdzie się także pan Anemon Lewkonik wraz z córkami, które chce wydać za mąż oraz później sam Alojzy Bąbel. No i tutaj pojawia się paradoks, ponieważ cykl ten nigdy nie miał tak zwartej fabuły, a jednocześnie chyba właśnie z tego powodu uleciała gdzieś ta niesamowita wyobraźnia, którą autor serwował w poprzednich częściach. Najlepszym elementem książki jest zakończenie i to nie dlatego, że po nim można wreszcie odłożyć książkę, ale dlatego, że trzyma przyzwoity poziom. Nie jest on tak wysoki jak w poprzednich częściach, ale jestem usatysfakcjonowany.
Z rzeczy ciekawszych, to w Tryumfie pojawiają się kobiety! Tak, te tajemnicze, mityczne istoty zagościły na kartach słynnego cyklu o panu Kleksie i z jakiegoś powodu są traktowane jakby były jakimś odrębnym gatunkiem człowieka. Wychodzi tutaj jakiś dziwny, nie wiadomo skąd wzięty seksizm Brzechwy. Córki pana Lewkonika są brzydkie, ale nawet miłe, więc po jakimś czasie Adaś je akceptuje. Jednak to nie wystarczy, bo dopiero po magicznym soczku, który je upięknia, młode damy zyskują mężów. No i pamiętajmy, że kobieta, która dużo mówi, jest irytująca i tylko jej wdzięk pozwala na akceptację jej gadulstwa. To wszystko nie jest gadaniem Kleksa, to mówi nam sam narrator. Ale zważywszy, że Adaś wyrósł w akademii, to pewnie takie patrzenie na kobiety wtłoczył mu do głowy pan Ambroży.
Sam Kleks natomiast stracił trochę swoich umiejętności, którymi szpanował przed uczniami i jego mądrość widać tylko w relacji z Alojzym Bąblem. W ogóle nasz pan Kleks jeszcze nigdy nie przypominał tak bardzo zadufanego w sobie profesora, patrzącego z góry na studentów, mimo iż jego wiedza nie ma żadnego pokrycia w rzeczywistości. Adaś cały czas mówi, że jego nauczyciel jest mądry i tak dalej, ale czytelnik prawie nigdy tego nie widzi. I muszę powiedzieć, że moim zdaniem triumf pana Kleksa został osiągnięty w Podróżach. To dziwne, ale nagle zniknęły bajki i wszystko co czyniło tego bohatera wyjątkowym uleciało. I chociaż pewien etap w życiu Kleksa został zamknięty, to jednak ja nie czuję, żeby to miało jakieś znaczenie. To jest najgorsze - po zakończeniu Akademii i Podróży byłem oszołomiony tym, co Brzechwa zawarł w tych książkach. Przy tym Tryumf wydaje się tylko taką sobie krótką powieścią przygodową ze znanymi już bohaterami.
Podoba mi się w jaki sposób potraktowano to, że zakończenia poprzednich części nie spinają się z tym, co tutaj widzimy. Bardzo w duchu tego cyklu. Także niestety Brzechwa nie zakończył przygód z panem Ambrożym Kleksem z klasą. Może inaczej - Akademia i Podróże są tak wybitne, że Tryumf bez kolejnej rewolucji w temacie po prostu nie był w stanie wypaść dobrze. Nie jest to słaba książka, raczej przeciętna.
Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.
Komentarze
Prześlij komentarz