„Uciekinier” to rozczarowanie

    Mam naprawdę duży problem z Uciekinierem. Nie mam na myśli tego, że to zła książka, bo tak nie jest. Jednak czasem, gdy ma się zbyt duże oczekiwania, nawet najlepsze dzieło jest w stanie rozczarować - i to jest chyba odpowiednie słowo określające moje odczucie po przewróceniu ostatniej kartki powieści. Rozczarowanie.

    Czytelnik poznaje losy Bena Richardsa, który - aby uratować chorą córkę - postanawia wziąć udział w jednej z brutalnych gier organizowanych przez telewizję Free Vee. Zostaje mu zaproponowana rola w tytułowym Uciekinierze. Jeśli uda mu się przetrwać trzydzieści dni, ścigany przez wyszkolonych łowców oraz cały kraj, wygra główną nagrodę oraz swoje życie. Ponadto za każdą przeżytą godzinę otrzymuje jakieś pieniądze. Wystarczy do tego dodać ponurą wizję przyszłości i mamy przepis na świetną książkę, prawda? Niestety, tylko w teorii. Powieść jest dobra, konsekwentna, ale zupełnie nie spodziewałem się niektórych zagrań autora. Zamiast wprowadzić jakiś ciekawy zwrot, King idzie najprostszą drogą, nie siląc się na zaskoczenie czytelnika. A szkoda, bo Uciekinier nie ma żadnego głębszego przesłania, ani nie pokazuje nic drastycznego. Zakończenie można było przewidzieć już na samym początku. Nic szczególnego.


    Jedynym elementem, który uważam za naprawdę udany, jest kreacja głównego bohatera. Nie jest to wprawdzie żadne mistrzostwo, ale Richardsowi zdarza się rzucić zabawnym żartem, a jego skojarzenia także potrafią być śmieszne. Bardzo mnie cieszy, że Ben jest bardzo ludzki w swojej próbie przetrwania. Ma też wystarczająco silną motywację, by czytelnik mógł mu kibicować.


    Nie będę się rozwodził nad kreacją świata przedstawionego. Ma być przerażająco, ma być szokująco. Niczego takiego tu nie uświadczyłem. Oczywiście, możemy pochylić się nad problemem monopolu telewizji Free Vee czy tych gier telewizyjnych, w których ludzie muszą cierpieć przed kamerą, by zadowolić widzów. Jednak nie ma to żadnej głębi, nie jest to wystarczająco szczegółowo pokazane. Nie ma też żadnych momentów, w których mógłbym się zawahać, czy ten bohater na pewno ma rację, czy postępuje słusznie. No i nad czym miałbym się w takim razie zachwycić?


    Tutaj muszę przejść do kolejnego problemu. Uciekinier jest zdecydowanie za krótki. Można powiedzieć, że to wielka zaleta, gdy można przeczytać książkę za jednym podejściem, maksymalnie dwoma. Lektura wciąga i angażuje, pozostawia przyjemny niedosyt. Ale tutaj tak nie jest. Czytając opis, liczyłem na emocjonującą historię ukrywania się i ucieczek głównego bohatera oraz ukazanie mrocznej wizji przyszłości. King nic takiego nie proponuje. Etapy uciekania są podzielone na części, w których pokazywane są konkretne aspekty prób przeżycia Richardsa. Nie było żadnego momentu na “oddech”. W ogóle nie wybrzmiał we mnie strach, którego główny bohater doświadczał. Czasami autor przedstawiał nam początki jego paranoi. Miałem nadzieję, że to stanie się głównym problemem, z jakim Ben będzie musiał się zmierzyć. Ale nie, wątek ten zniknął tak nagle, jak się pojawił.


    To naprawdę nie jest zła książka, ale nie mogę powiedzieć, że mi się podobała. Tak, wszystko jest na swoim miejscu, główny bohater ma odpowiednią motywację, finał ma sens i jest konsekwencją tego, co stało się wcześniej. Mamy też trochę elementów naturalistycznych, co dla mnie zawsze jest plusem. Ale nie warto czytać Uciekiniera, chyba że siedziałeś w piwnicy parę ostatnich lat i nigdy nie zetknąłeś się z żadną powieścią traktującą o ponurej wizji przyszłości. W takim wypadku może się spodobać. Naprawdę, nie ma sensu tego czytać, no chyba że jesteś fanem Kinga i musisz znać wszystkie jego powieści. Ale jeszcze raz zaznaczam, to absolutnie nie jest zła powieść. Po prostu mnie rozczarowała.

 

    Mam naprawdę duży problem z Uciekinierem. Nie mam na myśli tego, że to zła książka, bo tak nie jest. Jednak czasem, gdy ma się zbyt duże oczekiwania, nawet najlepsze dzieło jest w stanie rozczarować - i to jest chyba odpowiednie słowo określające moje odczucie po przewróceniu ostatniej kartki powieści. Rozczarowanie.


    Czytelnik poznaje losy Bena Richardsa, który - aby uratować chorą córkę - postanawia wziąć udział w jednej z brutalnych gier organizowanych przez telewizję Free Vee. Zostaje mu zaproponowana rola w tytułowym Uciekinierze. Jeśli uda mu się przetrwać trzydzieści dni, ścigany przez wyszkolonych łowców oraz cały kraj, wygra główną nagrodę oraz swoje życie. Ponadto za każdą przeżytą godzinę otrzymuje jakieś pieniądze. Wystarczy do tego dodać ponurą wizję przyszłości i mamy przepis na świetną książkę, prawda? Niestety, tylko w teorii. Powieść jest dobra, konsekwentna, ale zupełnie nie spodziewałem się niektórych zagrań autora. Zamiast wprowadzić jakiś ciekawy zwrot, King idzie najprostszą drogą, nie siląc się na zaskoczenie czytelnika. A szkoda, bo Uciekinier nie ma żadnego głębszego przesłania, ani nie pokazuje nic drastycznego. Zakończenie można było przewidzieć już na samym początku. Nic szczególnego.


    Jedynym elementem, który uważam za naprawdę udany, jest kreacja głównego bohatera. Nie jest to wprawdzie żadne mistrzostwo, ale Richardsowi zdarza się rzucić zabawnym żartem, a jego skojarzenia także potrafią być śmieszne. Bardzo mnie cieszy, że Ben jest bardzo ludzki w swojej próbie przetrwania. Ma też wystarczająco silną motywację, by czytelnik mógł mu kibicować.


    Nie będę się rozwodził nad kreacją świata przedstawionego. Ma być przerażająco, ma być szokująco. Niczego takiego tu nie uświadczyłem. Oczywiście, możemy pochylić się nad problemem monopolu telewizji Free Vee czy tych gier telewizyjnych, w których ludzie muszą cierpieć przed kamerą, by zadowolić widzów. Jednak nie ma to żadnej głębi, nie jest to wystarczająco szczegółowo pokazane. Nie ma też żadnych momentów, w których mógłbym się zawahać, czy ten bohater na pewno ma rację, czy postępuje słusznie. No i nad czym miałbym się w takim razie zachwycić?


    Tutaj muszę przejść do kolejnego problemu. Uciekinier jest zdecydowanie za krótki. Można powiedzieć, że to wielka zaleta, gdy można przeczytać książkę za jednym podejściem, maksymalnie dwoma. Lektura wciąga i angażuje, pozostawia przyjemny niedosyt. Ale tutaj tak nie jest. Czytając opis, liczyłem na emocjonującą historię ukrywania się i ucieczek głównego bohatera oraz ukazanie mrocznej wizji przyszłości. King nic takiego nie proponuje. Etapy uciekania są podzielone na części, w których pokazywane są konkretne aspekty prób przeżycia Richardsa. Nie było żadnego momentu na “oddech”. W ogóle nie wybrzmiał we mnie strach, którego główny bohater doświadczał. Czasami autor przedstawiał nam początki jego paranoi. Miałem nadzieję, że to stanie się głównym problemem, z jakim Ben będzie musiał się zmierzyć. Ale nie, wątek ten zniknął tak nagle, jak się pojawił.


    To naprawdę nie jest zła książka, ale nie mogę powiedzieć, że mi się podobała. Tak, wszystko jest na swoim miejscu, główny bohater ma odpowiednią motywację, finał ma sens i jest konsekwencją tego, co stało się wcześniej. Mamy też trochę elementów naturalistycznych, co dla mnie zawsze jest plusem. Ale nie warto czytać Uciekiniera, chyba że siedziałeś w piwnicy parę ostatnich lat i nigdy nie zetknąłeś się z żadną powieścią traktującą o ponurej wizji przyszłości. W takim wypadku może się spodobać. Naprawdę, nie ma sensu tego czytać, no chyba że jesteś fanem Kinga i musisz znać wszystkie jego powieści. Ale jeszcze raz zaznaczam, to absolutnie nie jest zła powieść. Po prostu mnie rozczarowała.

 

    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka