„Amelia” cudowna (zapomniałem nazwiska)

    Gdybym miał jakoś zakwalifikować Amelię w ramach serii Katarzyny Michalak, byłby to ciężki kawałek chleba, jako że nie miałbym pojęcia, gdzie ją właściwie umiejscowić. Na szczęście z pomocą przychodzi sama autorka, która dzieląc wszystkie cykle na swojej stronie, stwierdziła, iż Amelia to seria bajkowa, ale równocześnie część serii kwiatowej… z tym że jeśli chodzi o serię kwiatową, nasza Amelia stoi tam z boku, jakby niechciana. Ale ja się nawet temu nie dziwię, rozumiem dlaczego Michalak chciałaby, żeby o tej powieści nie było głośno.

    Pisząc Amelię Michalak nie wymyślała koła na nowo, a sięgnęła po znane i sprawdzone motywy. Tak więc po raz kolejny naszą główną bohaterką jest młoda, urocza, niezależna i odważna dziewczyna, która jak zawsze wyjeżdża do małego miasteczka (wymiennie może to być zaciszna, wiejska okolica czy coś w tym guście), żeby jak zawsze objąć uroczy, własny kawałek podłogi, zapoznać się z przemiłymi sąsiadkami, poznać tajemniczą milczkę, która skrywa mroczny sekret oraz wyrachowaną sukę, której jedyną wadą jest to, że chce robić karierę. Znamy bardzo dobrze te motywy i ich nie szanujemy. A jeżeli to, mój drogi czytelniku, brzmi jakoś znajomo, to zgadza się - Kawiarenka pod Różą miała dokładnie taką samą fabułę. Pierwsza jedna trzecia Amelii to bezczelny autoplagiat, w którym autorka pozmieniała losowe słowa (przeważnie wyszło to książce na gorsze) oraz dodała malutki fragment obcowania Amelii z Olgierdem, który nic nie wnosi. To znaczy na początku może się wydawać inaczej, ale patrząc na książkę już mając perspektywę jej zakończenia - nic nie wnosi. Kluczowymi różnicami są więc brak przepisów na słodkości oraz cała reszta książki. Pomówmy o niej. No więc generalnie chodzi o to, że Amelia musi odzyskać pamięć, a gdy już rozwiązuje tajemnicę (dzięki przypominaniu), to powieść się kończy. Muszę przyznać, że w pewnym momencie autorce udało się mnie oszukać. Miasteczko Zabajka, w którym dzieje się akcja tego wybitnego dzieła, nie jest bowiem miejscem z marzeń. Amelii nie idzie interes, poza tym mieszkańcy wydają się podli i już myślałem, że dostaniemy lekką, głupią i obyczajową opowieść odwrotną do tego, co Michalak zwykle oferuje - że małe miasteczko nie okaże się miejscem z marzeń, lecz zepsutym, ciągle oceniającym koszmarem. To tylko podkreślała postać wójtowej Oleny… ale jednak oczekiwałem za dużo od pani Kasi. Bo kiedy pani zła polityczka ucieka w wielki świat, nagle mieszkańcy Zabajki są już super i już kupują słodkości Amelii. Poza tym mamy mężczyznę, który ulega wypadkowi i ma traumę, niesamowite, jeszcze nigdy tego nie było (było). Swoją drogą tym razem autorce naprawdę się nie udał ten archetyp męskiego, skrytego faceta. Ma on niby budzić fascynację i być pożądanym przez kobiety, jednak jest po prostu burakiem w każdym możliwym momencie. Czemu Amelia go polubiła? Cholera wie. W ogóle chciałbym zauważyć, że to kolejna książka pani Kasi, w której główna bohaterka jest maksymalnie bierna i robi prawie nic, żeby doprowadzić do finału. No muszą jej tylko wrócić wspomnienia.

    Jak więc widać, jest to książka, która jakieś tam przemyślenia budzi i trzeba przyznać, iż jest w tym jakaś wartość, ponieważ jeśli Michalak będzie po prostu realizowała ciągle ten sam schemat, nie będę miał o czym pisać w tych swoich recenzjach. A tak to przynajmniej jest na co ponarzekać i recenzja nie jest wymuszona, żeby tylko być. Ponoć o każdej książce można coś interesującego napisać, ale ja nie zawsze to potrafię. Pewnie gdybym posiadał odpowiednie wykształcenie, byłoby inaczej. Ale go nie mam. Jeśli kto by mnie zapytał, czy polecam, odpowiedziałbym następująco - oczywiście, że nie!

    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka