„Marcjanna i aniołowie” - Andrzej Zimniak tańczy z konwencją powieści

    Andrzej Zimniak napisał na swojej stronie internetowej, że jest raczej autorem opowiadań (co widać po jego dorobku), ale ważniejsze, iż czuć z jego wypowiedzi dotyczącej Marcjanny i aniołów niepewność w poruszaniu się po deskach teatru powieściopisarstwa. To zły znak dla potencjalnego czytelnika, ale postanowiłem zasiąść do lektury z jak najlepszymi oczekiwaniami. No i książka nie przekroczyła moich oczekiwań. Warto zaznaczyć, że niezbyt wygórowanych oczekiwań.


    Marcjanna i aniołowie opowiada o kosmicznej ekspedycji, lecz nieco innej niż klasyczna (czymkolwiek ona jest - wzmianka autora recenzji). Astronautów werbuje się jak do wojska, lot odbywa się inną przestrzenią, a w docelowym świecie mamy cywilizację ludzką i temporalne bramki do różnych czasów, np. historycznego, gdzie te same osoby występują w różnych epokach historycznych. Ten niezbyt zgrabny opis pochodzi ze strony autora i oddaje to czym jego powieść jest. Z zadowoleniem odnotowuję, iż Zimniak wydaje się mieć naprawdę dużą wyobraźnię, niestety na tym plusy jego powieściowego debiutu się kończą. No bo jedna sprawa mieć dobry pomysł, a druga już pokazać go w odpowiedni sposób. Oczywiście nawiązuję tutaj do Ludzi bezdomnych Stefana Żeromskiego, która to książka miała szansę być dobra przez dobry pomysł, ale okazała się mieć beznadziejne wykonanie. Wracając do Marcjanny… Zimniak pisze nudno, bardzo sucho, nie zaznacza ważnych momentów, jego opisy nie są plastyczne, generalnie nie wychodzi mu prowadzenie narracji. To duży problem, bo bardzo szybko czytelnik zaczyna zasypiać, co naprawdę nie pomaga w śledzeniu historii, która wymaga uwagi. Wynik jest oczywisty - książka nie spełnia swojego zadania.


    Oprócz tego, że autor w żaden sposób nie stara się, żeby odbiorca jego dzieła miał ochotę czytać to, co postanowił umieścić na kartach Marcjanny i aniołów (no bo to science fiction, więc nie może być ciekawie, no przecież twórczość Orsona Scotta Carda nie istnieje, więc autorzy sci-fi nie wiedzą, że ich książki mogą być równie pasjonujące jak twory autorów innych gatunków literackich), to jeszcze oczywiście bohaterowie muszą być okropnie napisani. Nie mam problemów z postacią Vivaldiego, ale z kobietami już mam ich bardzo dużo. Jak mam traktować na poważnie powieść, w której wszystkie kobiety to przedmioty? Nie chce mi się nic więcej o tym pisać. Jeśli chodzi o głównego bohatera, czyli Arystydesa Greya, to nie jest on nudny, ale jak na powieść opartą na jego przeżyciach i odczuciach, to jest zadziwiająco nijaki. No i za dużo wtrąceń, wspominek (nieinteresujących, żadne zaskoczenie).


    Podsumowując już tę niewątpliwie wybitną, świadczącą o wysokim poziomie erudycyjnym autora recenzji recenzję, należy stwierdzić, że Marcjanna i aniołowie to powieść wyjątkowo nieudana, której jedyną zaletą jest nieduża objętość. Ktoś może powiedzieć, że to żadna zaleta, ale lepsza taka niż żadna. Tak więc Andrzej Zimniak, autor wielu opowiadań o tematyce fantastyczno-naukowej niestety nie podołał w skonstruowaniu powieści. Mimo tego liczę, że moje kolejne kontakty z twórczością tego pana będą bardzo dobre, natomiast przy Marcjannie i aniołach stawiam minusik. Z dobrego science fiction poleciłbym raczej cykl Endera autorstwa Orsona Scotta Carda, natomiast debiut powieściowy Zimniaka można bez wyrzutów sumienia ominąć. A jeśli już Marcjannę i aniołów czytałeś i ci się podobało, to bardzo się cieszę. Naprawdę, dobrych powieści nigdy za wiele.


    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To przykre, że życząc „Spełnienia marzeń!”, mamy na myśli uwolnienie się od patologii, nieszczęść i cierpienia, a nie na przykład kupienie sobie ładnego domu (ale w sumie go nie potrzebujemy, przecież zawsze go dostajemy u pani Katarzyny Michalak za pół darmo)

„Vertical”, czyli chyżo pikujmy dla objawienia!

Oby był to dobry „Omen”