„Dziennik czasu plagi” nie szanuje czytelnika

    Nie rozumiem, czemu te wszystkie powieści Andrzeja Ziemiańskiego są takie krótkie. Wszystkie dzielą przez to te same wady, a na etapie piątej pozycji to już naprawdę irytuje. Przy Nostalgii za Sluat Side byłem bardzo łaskawy, ale tym razem nie mam takiego zamiaru. Niech rozpocznie się jechanie po tej naprawdę słabej książce!


    Warren Ramsay to wykładowca na uniwersytecie, ale to nie jest istotne. Niby ma to być jakiś kontekst czy zbudowanie nam bohatera, to znaczy chyba taki był zamiar, no ale nie wyszło. Nie no, co tam główny bohater, skupmy się na rzeczach ważniejszych. Więc wyjeżdża sobie do tak zwanej Strefy, strzeżonego przez wojsko obszaru, gdzie ma prowadzić badania. Króluje tutaj religia pod przewodnictwem Viggo Duckwortha, a po całym terenie podróżują na motocyklach grupy nomadów i krzyżowców. Im dalej, tym książka robi się coraz bardziej oniryczna, w tym większą otchłań szaleństwa osuwa się nasz bohater. I to jest jakby tyle. Prosta historia z pretensjonalnymi dialogami, ale irytuje przede wszystkim sposób przedstawienia świata.


    Oprócz tego, że Dziennik czasu plagi dzieje się w Stanach Zjednoczonych, to nie wiemy o świecie tej powieści nic. Nie wiemy czym jest ta Strefa, kim są przemierzający ją ludzie, kim są nasi bohaterowie i tak dalej. A że dzieją się tu rzeczy niecodzienne, to przez cały czas zadawałem sobie pytanie - ale dlaczego? Dlaczego się tu mordują, czemu nikt tego nie kwestionuje? Jakie są powody? I oczywiście bywają dzieła, przy których takich pytań odbiorca sobie nie zadaje, ale Dziennik czasu plagi takim dziełem nie jest. Nie, tutaj poświęcono budowanie klimatu i świata na rzecz wartkiej akcji i zaskakiwania czytelnika jakimiś bzdurnymi wydarzeniami, z których żadne nie ma sensu. Przez to wszystko książka Ziemiańskiego sprawia raczej wrażenie większej całości, tyle że jeśli tak jest, to nikt przed lekturą mnie o tym nie uprzedził.


    Jeśli chodzi o bohaterów, to powtarza się znany u Ziemiańskiego schemat. Wprawdzie Dziennik poświęca bardzo dużo miejsca na pokazanie nam Ramsaya, ale nadal nic o nim nie wiemy. Nie wiemy czemu jest taki jaki jest, jakim cudem tak szybko dostosował się do nowej sytuacji i co mu tak naprawdę chodzi. Może właśnie o to chodzi, że o nic nie chodzi. Reszta to tylko tekturowe makiety z witryn sklepowych. No i po raz kolejny w książce Ziemiańskiego kobieta służy tylko do tego, żeby oddać się mężczyźnie i pozostawać pod jego opieką, nie mając przy tym żadnego charakteru.


    Już pomijam to, że książka jest krótka, bo da się napisać króciutką powieść, która byłaby świetna, ale Dziennik czasu plagi ma fabułę i tematy najwyżej na jakieś opowiadanko. I czuję przy tej książce takie pisanie bez pomysłu. Mam wrażenie, że Ziemiański powiela swoje własne pomysły. Po raz kolejny dostajemy jakiegoś nudnego faceta, który wyrusza w nieznany, dziki teren, by tam nie wiem co zrobić, zredefiniować siebie? Może i tak. W każdym razie wykonanie jest żałośnie słabe. W tej powieści nic nie jest dobre, a wszystko słabe i wtórne. Co zabawne, jej duża wada - długość - jest jednocześnie największą zaletą, bo można szybko przeczytać, odłożyć na półkę i zapomnieć, czego sobie i innym biedakom, którzy Dziennik przeczytali, z całego serca życzę.


    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka