„Z mgły zrodzony”, czyli dziwny tytuł, drobna kalka i fajne czytadełko
Na początek chciałbym odnotować, że bardzo dziwi mnie tłumaczenie tytułu tej książki. W oryginale mamy Mistborn, w samej książce mowa jest o Zrodzonych z Mgły, Zrodzonym z Mgły, natomiast tytuł to Z mgły zrodzony, z jakiegoś powodu napisane małymi literami, mimo iż w powieści jest to określone dużymi. Cholera wie, jak to do końca jest, bo sama książka nie sugeruje, żeby tytuł nie odnosił się bezpośrednio do Zrodzonych z Mgły, ale może ja się mylę i kiedyś zostanę wyprowadzony z błędu. Oby, bo jeśli nie… byłoby to wręcz komicznie żałosne niedopatrzenie polskiego wydawcy. W każdym razie oto druga powieść Brandona Sandersona i znowu dostajemy fantasy, które jest swoją drogą dość podobne do Elantris, chociaż na tyle różne, że ciężko jest się czepiać, iż znowu to samo. Ostatni Imperator rządzi twardą ręką swoim Ostatnim Imperium, które oświetla czerwona gwiazda i które jest zasypywane przez popiół. Generalnie to, jak ten świat wygląda, nie jest jakoś przedstawiane przez Sandersona,