„Uwikłanie” (darowałem sobie żarty z tytułu)
Moje doświadczenia z kryminałami są takie, że ich nie lubię. Ale wiadomo jak to jest - możliwe, że niezbyt staranna selekcja tytułów doprowadziła do tego, że sięgałem tylko po najgorsze pozycje tego gatunku. Dlatego też kiedy polecono mi trylogię Zygmunta Miłoszewskiego o prokuratorze Szackim uznałem, że czemu nie. Fabuła zaczyna się w warszawskim kościele, w którym przestrzeń wynajmuje terapeuta dla swojej nietypowej sesji. I mówiąc „nietypowej” mam tutaj na myśli „nie znanej mi wcześniej”. W ramach terapii uczestnicy odgrywają role swoich bliskich. No i niestety jednemu się umiera w bardzo przykry sposób, który wskazuje na zabójstwo. Prokurator Teodor Szacki zaczyna śledztwo, które wydaje się do niczego nie prowadzić, dlatego nasz główny bohater postanawia pogrzebać trochę w przeszłości ofiary, co prowadzi go do problemów. Historia jest nawet całkiem przyjemna, chociaż już pod koniec fabuła robi się trochę przynudnawa. Największą siłą Uwikłania nie jest ta kryminalna zagadka