Zajrzyjmy w „Wilgotne miejsca”

    Można powiedzieć, że jestem w odpowiedniej grupie odbiorców Wilgotnych miejsc, ponieważ jestem mężczyzną, który nie ma zbyt dużego doświadczenia z kobiecymi ciałami. Potencjalnie książka Roche miała więc szansę mnie zaszokować, sprowokować do dyskusji i tak dalej. Tylko problem jest taki, że mnie generalnie ciężko zaszokować, szczególnie intencjonalnie. Pamiętajmy jednak, iż sam fakt szokowania nie sprawia, że książka jest dobra.


    Naszą narratorką i główną bohaterką jest osiemnastoletnia Helen, która ma hemoroidy i bardzo lubi swoje ciało. Oczywiście to nie świadczy, że jest interesująca no i Charlotte Roche również zdaje sobie z tego sprawę, dlatego im dalej, tym bardziej prominentny staje się inny wątek, o którym nie mogę pisać, bo to już mocne spoilery. W każdym razie Helen trafia do szpitala, gdzie będzie miała operację. Dziewczyna nie chce opuścić szpitala, dlatego wymyśla jak by tu się nie wysrać. W międzyczasie myśli o wielu rzeczach, no bo siedzi sama w pokoju i się jej nudzi. Bez wątpienia opis fabuły Wilgotnych miejsc nie brzmi ciekawie i to pewnie dlatego wydawca się nim nie chwalił (przynajmniej w ramach wydania, z którym miałem okazję się zapoznać), tylko podkreślał, jakie to bezkompromisowe, prowokacyjne, przeciwstawiające się typowemu wyobrażeniu pięknej i czystej kobiety i tak dalej.


    No i to właśnie jest problemem. Szczerze mówiąc mnie nie oburza czytanie o grzebaniu w dupie, pochwie i tak dalej. Możliwe, że brak mi odpowiedniego podejścia, może jestem za bardzo otwarty (tutaj pojawia się oczywisty żart, wiem, bardzo zabawne), może obracam się w jakimś bardzo tolerancyjnym czy wyluzowanym towarzystwie, a może po prostu książka już się zdezaktualizowała? Ewentualnie problemem jest to, że nie jestem kobietą, nie zostałem wychowany w jakiś sposób i właśnie przez to nie trafia do mnie głębia Wilgotnych miejsc. Ja jak najbardziej rozumiem co Roche chciała tu osiągnąć (i co moim zdaniem nawet się udało), jednak jakoś mnie to nie rusza. A poza tym w tej książce nie ma chyba nic więcej.


    Z drugiej strony bardzo łatwo wyśmiać tę powieść. Helen jest tak wyzwolona i zboczona, że myśli o swoim ciele i jego potrzebach cały czas, jakby naprawdę nie miała nic innego w głowie. Część z rzeczy, które są w tej książce sam znam z moich własnych przeżyć, jednak Helen przeżywa tego tak dużo, że nie da się całości potraktować poważnie. Rozumiem, że to jest przerysowane, ale to trochę psuje ogólne wrażenie. Ostatecznie Roche sama odbiera swojej bohaterce wiarygodności. No bo naprawdę, do kogo ona mówi? Mamy narrację pierwszoosobową, Helen się upiła i teraz opowiada na imprezie nieznajomemu historię życia?


    Ostatecznie Wilgotne miejsca wyglądają jakby były jakimś szkieletem dopiero planowanej książki. Szybkie zakończenie, brak wątków, skupienie się tylko na waginie, dupie, płynach wypływających z ciała i tego typu sprawach. Mimo tego nie oznacza to, że książka nie jest warta uwagi, wręcz przeciwnie. Polecam mocno, ponieważ jest duża szansa, że wielu ludzi może ona zszokować, albo przynajmniej zmusić do refleksji. Bo czy są ludzie, którzy wąchają i smakują śluz z odbytu? No jak najbardziej są. Czy jest to uznawane za obrzydliwe? Chyba tak. Czy tak być powinno? No nie sądzę, jest to przecież ludzkie.


    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka