Nie wiem, czym jest „Blaze”
Z książkami Richarda Bachmana mam ten problem, że uwielbiam je wszystkie. Pomińmy Regulatorów . Nawet bardzo rozczarowującego Uciekiniera ostatecznie wspominam całkiem miło, a Wielki marsz czy Ostatni bastion Barta Dawesa to jedne z moich ulubionych książek. Dlatego nawet kończąc tak średnią książkę jak Blaze , nie umiem wysilić się na jakąś przesadną krytykę. Mój główny problem z tą książką jest taki, że nie mam pojęcia czym ona ma być. Kryminał z tego żaden. Thriller? Trochę mało napięcia. Określenie „tragedia z nizin społecznych” użyte przez samego autora jest chyba najbardziej trafne, ale nawet jeśli je przyjmiemy, to pozostaje fabuła, która nie prowadzi absolutnie do niczego. A nawet jeśli się ze mną nie zgodzisz - to w takim razie powiedz mi po co to wszystko było? Co King chciał zrobić? Może jednak byłoby lepiej, gdyby Blaze został gdzieś tam ukryty i nigdy się nie ukazał. Mamy wielkiego, trochę opóźnionego faceta, który ma wspólnika i razem żyją z kradzieży. A potem