Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2022

Nie wiem, czym jest „Blaze”

Obraz
    Z książkami Richarda Bachmana mam ten problem, że uwielbiam je wszystkie. Pomińmy Regulatorów . Nawet bardzo rozczarowującego Uciekiniera ostatecznie wspominam całkiem miło, a Wielki marsz czy Ostatni bastion Barta Dawesa to jedne z moich ulubionych książek. Dlatego nawet kończąc tak średnią książkę jak Blaze , nie umiem wysilić się na jakąś przesadną krytykę.     Mój główny problem z tą książką jest taki, że nie mam pojęcia czym ona ma być. Kryminał z tego żaden. Thriller? Trochę mało napięcia. Określenie „tragedia z nizin społecznych” użyte przez samego autora jest chyba najbardziej trafne, ale nawet jeśli je przyjmiemy, to pozostaje fabuła, która nie prowadzi absolutnie do niczego. A nawet jeśli się ze mną nie zgodzisz - to w takim razie powiedz mi po co to wszystko było? Co King chciał zrobić? Może jednak byłoby lepiej, gdyby Blaze został gdzieś tam ukryty i nigdy się nie ukazał. Mamy wielkiego, trochę opóźnionego faceta, który ma wspólnika i razem żyją z kradzieży. A potem

Arcydzieło literatury (nie mów, że nie) - „Lalka”

Obraz
    Zdarzyło mi się kiedyś wygłosić długą przemowę na temat tego, że obowiązek przeczytania w szkole Ferdydurke niszczy piękno tego dzieła w oczach przeciętnego licealisty. Przecież nikt nie lubi, gdy się go do czegoś zmusza. Dokładnie ten sam problem dotyczy Lalki . Jeśli nie słyszałeś nigdy o tej książce, a masz więcej niż te piętnaście czy szesnaście lat, to naprawdę nie ma czym się szczycić. I nie chcę tu brzmieć jak zaślepiony klasykami oszołom, który modli się do Żeromskiego, ale w przeciwieństwie do innych dzieł literatury, do których lektury zmusza się młodych ludzi, Lalka dostarcza prawdziwych emocji i jest świetną książką. Mimo tego przyznaję, że kiedy po raz pierwszy po nią sięgałem (w szkole), trochę się znudziłem.     Główny wątek dziejącej się w XIX wieku (głównie w Warszawie) powieści Bolesława Prusa dotyczy miłości kupca Stanisława Wokulskiego do arystokratki Izabeli Łęckiej. Poza tym mamy jeszcze całą masę innych wątków, związanych z innymi postaciami. Niektóre z nic

Historia Lisey tak samo tragiczna jak „Historia Lisey”

Obraz
    Wbrew pozorom nie sprawia mi żadnej przyjemności czytanie okropnych książek, naprawdę. To taki spoiler do treści recenzji, jeśli nie czytasz tytułów, mój drogi czytelniku. No i zasiadałem do Historii Lisey z ogromnym zainteresowaniem, bo wiedziałem, że ta pozycja dzieli fanów Stephena Kinga, a poza tym sam autor jest do niej bardzo przywiązany. Ta ostatnia informacja dla niektórych jest pewnie znakiem ostrzegawczym - uwaga, książka może być bełkotliwa! No cóż, takie książki (osobiste oraz bełkotliwe) King już pisał i wychodziło różnie, więc chyba nie ma co być od początku negatywnie nastawionym.     Scott Landon, uwielbiany przez czytelników  i ceniony przez krytyków pisarz umarł. Oczywiście ktoś musi po nim posprzątać i to dosłownie. Jego żona, czyli właśnie Lisey porządkuje rzeczy po zmarłym mężu. Jednak nasza protagonistka nie radzi sobie za dobrze ze stratą. Nie radzą sobie też zbyt dobrze fani, bo Lisey nie jest skłonna udostępnić wszystkich nieopublikowanych materiałów Scott

Marsowe miny z „Drogą Cienia”

Obraz
    Wiadomo jak to jest z debiutami, może być różnie. I z jednej strony rozumiem ludzi, którzy dają jakiemuś tam autorowi kredyt zaufania po pierwszej, może nie najlepszej książce, bo to przecież pierwszy raz i pewnie następnym razem będzie lepiej… jednak z drugiej strony przecież jest to trochę nieuczciwe podejście. Przyznaję, sam jestem w stanie czasami przymknąć oko na wady jakiejś powieści bo to debiut, jednak czy tak samo mam z Drogą Cienia Brenta Weeksa?     Durzo Blint jest mistrzem w swojej sztuce, a tak się składa, że jest siepaczem, czyli trudni się zabijaniem. Niezbyt szlachetna profesja, niewątpliwie, ale jeśli ktoś żyje w paskudnych warunkach, to zrobi wszystko, byle tylko polepszyć swój stan. I kimś takim jest właśnie nasz główny bohater, młody Merkuriusz… to znaczy Azoth. Cóż, w oryginale nazywa się Azoth, a w polskim tłumaczeniu inaczej. Brawo, winszuję. Przepraszam bardzo, ale kto wpadł na ten genialny pomysł, żeby komuś zmienić imię? Mam winić tłumaczkę Małgorzatę Str

Antykingowa „Komórka”

Obraz
    Patrząc na twórczość Stephena Kinga można zauważyć coś dziwnego, przynajmniej z mojej perspektywy. Otóż Komórkę poprzedzają (nie licząc książek z cyklu Mroczna Wieża ) Worek kości , Dziewczyna, która pokochała Toma Gordona , Łowca snów czy Czarny Dom , czyli pasmo książek dość nieudanych, żeby nie powiedzieć tragicznych. Wprawdzie potem dostaliśmy tę książkę o samochodzie z baraku B, która moim zdaniem była całkiem dobra, ale nie była raczej zwiastunem tego, że po paśmie porażek król znowu podniósł głowę. A łatwo podchodzić do Komórki z dużym uprzedzeniem, ponieważ mistrz już kiedyś napisał powieść o apokalipsie, skojarzenia mogą się więc od razu nasunąć. Pragnę jednak uspokoić wszystkich fanów Bastionu (do których sam się zaliczam), nie ma żadnych podobieństw między tamtą cegłą, a właśnie omawianą książką.     Zwykle King lubi pokazać nam naszych bohaterów. Przyzwyczaja nas do nich, przedstawia codzienne życie, podkreślając, że mamy do czynienia ze zwykłymi ludźmi. Jednak Komórk

„Placówka” bastionem polskiej wsi

Obraz
    Z Placówką jest taki problem, że trzeba się do niej czepiać trochę na siłę. A to oznacza tylko tyle, że jest to po prostu wybitna powieść, praktycznie pozbawiona wad. Jednak czego innego mielibyśmy się spodziewać po jednym z najwybitniejszych światowych pisarzy, Bolesławie Prusie? No właśnie. Nie będę się czepiał.     Obserwujemy los zwykłego polskiego chłopa na zwykłej, polskiej wsi. Józef Ślimak ma żonę, dwójkę dzieci, pomocników, zwierzęta, gospodarstwo i choć jego życie nie jest jakoś szczęśliwe, bo chłop często narzeka na zmęczenie i brak możliwości, to jednak nie można powiedzieć, by cierpiał jakąś ogromną biedę. Jednak do czasu, bo to przecież pozytywizm, a wtedy pisarze byli zaangażowani społecznie i uwielbiali doprowadzać swoich bohaterów do ruiny. I podobnie jak w Anielce , głowa rodziny sprowadza na Ślimaków zagładę, ale chociaż po tej poprzedniej książce spodziewałem się jaką drogą pójdzie Placówka , to jednak zakończenie jest zupełnie inne. I tutaj są dwa wyjścia. Alb

„Colorado Kid” przyleciał, pojadł, przypłynął i taka afera!

Obraz
    Mam z Colorado Kidem taki problem, że nie jestem w stanie traktować go jako powieści i dziwi mnie to, że wszyscy właśnie w taki sposób go określają. I nie chodzi mi o długość (chociaż to też można podnieść, Stephen King przecież pisał już podobne objętościowo opowiadania i zamieszczał je w zbiorach, więc można potraktować tę książkę jako bezczelny skok na kasę), ale po prostu o konstrukcję. Tutaj mamy prowadzony jeden wątek i praktycznie nic ponadto, czyli właściwie można byłoby powiedzieć, że to nowela. Ale dobra, ja się przecież na tym nie znam, więc nie będę dyskutował z mądrzejszymi. No ale nie ukrywam, jest to denerwujące, bo w sumie to ciężko mi cokolwiek napisać o czymś tak krótkim jak Colorado Kid . Gdybym umiał wysmażyć recenzję o każdym tekście, pisałbym długie opinie nawet o najkrótszych opowiadaniach Schulza. Ale nie umiem, nie chcę tego robić i generalnie nie widzę w tym sensu.     Stephanie McCann to młoda, początkująca dziennikarka, praktykująca pod okiem dwóch dośw

Tom II „Achai” trzyma poziom, trzyma również mocz

Obraz
    Po tym jak Andrzej Ziemiański rozbudził moje zainteresowanie swoją poprzednią książką, czyli Achają , przyszedł czas na następną jego powieść, czyli Achaję . No nieważne, w końcu jest na okładce napisane, że to drugi tom, ale trochę mnie drażni brak osobnego tytułu. Tylko taka moja drobna uwaga, to nie jest przecież problem. Ja rozumiem, że to niby nie jest żadna seria, a po prostu jedna książka, której rozdzielenie na osobne pozycje było wymagane długością… ale po pierwsze to żadne wytłumaczenie, a po drugie niezbyt mnie ten argument przekonuje.     Achaja, Zaan i Sirius wyszli zwycięsko z potyczki i przez jakiś czas podróżują razem. Brzmi całkiem nieźle, prawda? Wreszcie prowadzone w poprzedniej części wątki się łączą. No ale nie, ponieważ Achaja chce spokoju, więc zatrzymuje się w państwie Arkach, osiedla się w górskiej wiosce, tam sobie pracuje. Wszystko wydaje się iść ku lepszemu, jednak oczywiście nic nie wychodzi i Achaja po raz kolejny popada w tarapaty - strzałem w pysk za

Roland z Gilead pod „Mroczną Wieżą” stanął

Obraz
    Ohoho, spoilery w tytule recenzji! Za coś takiego niektórzy pewnie wysłaliby mnie do Algul Siento, czy innego podłego miejsca, a przynajmniej na przymusowe roboty społeczne. Nieważne, to żaden spoiler, w końcu właśnie inspiracją dla tego cyklu był poemat Sir Roland pod Mroczną Wieżą stanął , więc chyba właśnie tego się wszyscy spodziewali, czyż nie? A jakiej powieści ja się spodziewałem? Oczekiwałem przede wszystkim ostrego pojechania po bandzie, nieprzejmowania się czymkolwiek, co King już zrobił w Ziemiach jałowych , Wilkach z Calla i Pieśni Susannah . A że część szósta była tak dziwna, to siódma musiała wziąć na barki zadanie zakończenia tego, co tam zostało przedstawione. No i muszę powiedzieć, że to jest jeden z powodów, przez które ta książka nie jest najlepsza. Długość od razu rzuca się w oczy. Szkoda, że King nie zakończył pewnych rzeczy właśnie w Pieśni Susannah . Wtedy tamta książka nie robiłaby takiego wrażenia, ale seria chyba wyszłaby na tym lepiej.     Ka-tet Roland