Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2022

„Uwikłanie” (darowałem sobie żarty z tytułu)

Obraz
    Moje doświadczenia z kryminałami są takie, że ich nie lubię. Ale wiadomo jak to jest - możliwe, że niezbyt staranna selekcja tytułów doprowadziła do tego, że sięgałem tylko po najgorsze pozycje tego gatunku. Dlatego też kiedy polecono mi trylogię Zygmunta Miłoszewskiego o prokuratorze Szackim uznałem, że czemu nie.     Fabuła zaczyna się w warszawskim kościele, w którym przestrzeń wynajmuje terapeuta dla swojej nietypowej sesji. I mówiąc „nietypowej” mam tutaj na myśli „nie znanej mi wcześniej”. W ramach terapii uczestnicy odgrywają role swoich bliskich. No i niestety jednemu się umiera w bardzo przykry sposób, który wskazuje na zabójstwo. Prokurator Teodor Szacki zaczyna śledztwo, które wydaje się do niczego nie prowadzić, dlatego nasz główny bohater postanawia pogrzebać trochę w przeszłości ofiary, co prowadzi go do problemów. Historia jest nawet całkiem przyjemna, chociaż już pod koniec fabuła robi się trochę przynudnawa. Największą siłą Uwikłania nie jest ta kryminalna zagadka

Podróż przez „Ziemie jałowe” na spotkanie pociągu

Obraz
    W moich recenzjach poprzednich części cyklu Mroczna Wieża zwracałem uwagę na to, że zarówno Roland jak i Powołanie trójki nie były za bardzo swoimi własnymi historiami. Pierwsza część jest wstępem i przedstawieniem tytułowego bohatera (a poza tym bardzo przeciętną powieścią), natomiast druga to zebranie drużyny. Czekałem na historię, która stałaby całkowicie na własnych nogach i w końcu się doczekałem.     Roland zebrał w końcu swoją drużynę, powołując Eddiego i Susannah, może więc w końcu wyruszyć we właściwą drogę. Wieża jest coraz bliżej. Nasi bohaterowie mierzą się z ogromnym, cybernetycznym niedźwiedziem, by móc podążyć drogą, która zaprowadzi ich prosto do Mrocznej Wieży. Po drodze zwerbują kolejnych członków kompanii oraz wejdą do zrujnowanego miasta Lud, gdzie staną do walki ze sztuczną inteligencją kierującą naddźwiękowym pociągiem. Wiem, że to brzmi absurdalnie i właśnie dlatego jest tak piękne. W tej książce jest wszystko - mutanty, AI, roboty, demony, nawiedzone domy

Nie będziesz o tym pamiętał, czyli „Serce Ferrinu”

Obraz
    Myślę, że nikt, kto nie wkręcił się w świat fantasy Katarzyny Michalak, nie sięgałby po Serce Ferrinu . Popieram takie podejście i to nie dlatego, że trzecia część cyklu Kroniki Ferrinu była beznadziejna. To znaczy, była okropna, ale czytało się przyjemnie. Pomimo to po lekturze czuję ogromną pustkę, jakbym w ogóle nic nie czytał. Ta książka nie pozostawia po sobie żadnego śladu w sercu czytelnika.     Zacznijmy od początku. Tym razem nie śledzimy losów Anaeli, a jej córki Gabrieli. Nowa bohaterka będzie musiała udać się, podobnie jak jej mama, do Ferrinu, gdzie ma przywrócić pokój. Od czego tu zacząć? Po pierwsze, z jakiegoś powodu Gabriela nie dostaje, podobnie jak matka i ciotka, nowego imienia po przybyciu do Ferrinu. Oczywiście nie jest to wada, ale niekonsekwencja, która naprawdę mi przeszkadzała i to przez całą książkę. Fabuła jest strasznie nudna. W tej części dzieje się chyba najmniej ze wszystkich do tej pory. Chwaliłem drugi tom za pewną kameralność, ale tutaj znowu są

„Mroczna połowa” Stephena Kinga

Obraz
    Czytając opis tej książki ciężko nie odnieść wrażenia, że King pisał o samym sobie. Powiem więcej - głupotą jest zakładać, że tak nie było, bo Mroczna połowa delikatnie mówiąc nie jest zbyt subtelna. A nawet jeśli się to pominie, to ten autor wydał już wcześniej takie książki jak Lśnienie , Stukostrachy czy Misery , w których rozliczał się (nawet jeśli podświadomie) ze swoimi problemami. Tutaj pojawia się nam Mroczna połowa , gdzie mamy coś na kształt zamknięcia pewnego rozdziału w życiu pisarza. Pozostaje jednak pytanie - czy jest to jednocześnie dobra powieść?     Thad Beaumont jest pisarzem, ale jakoś mu wolno idzie to pisanie. W każdym razie kiedy pisze będąc całkowicie sobą, ponieważ wydał kilka ciepło przyjętych, krwawych kryminałów, ale pod pseudonimem George’a Starka. No i ten stan przez jakiś czas jakoś się utrzymywał, ale ostatecznie za sprawą pewnego studenta tajemnica wychodzi na jaw, co staje się katalizatorem dla Thada, by w końcu pozbyć się tej mrocznej połowy sieb

„Boży bojownicy” robią chaos

Obraz
    Pierwsza część trylogii husyckiej zrobiła na mnie mieszane wrażenie. Bez wątpienia dobra książka, ale nie spodobała mi się. Niestety żywię w swoim serduszku jakiś dziwny wstręt do powieści historycznych (ekhm, Potop *kaszle*). Nie mam pojęcia skąd mi się to wzięło, przysięgam. W każdym razie ciężko mi było się zabrać za kolejny tom, Bożych bojowników . No i moje obawy okazały się niestety uzasadnione. Ale szczerze mówiąc nie spodziewałem się niczego innego - w końcu Andrzej Sapkowski zawsze trzyma ten sam poziom.     Boży bojownicy przemierzają kraj, walczą w imię jedynej słusznej wiary, zostawiając po sobie zgliszcza i trupy. A co na to Reynevan? No cóż, chyba to co zwykle. Nasz protagonista jest głupi i żałosny jak zawsze, angażuje się w coraz to bardziej niebezpieczne sytuacje, jest ciągle przekazywany z rąk do rąk i dosłownie co chwila wpada w pułapki, z których muszą wyciągać go jego serdeczni przyjaciele Szarlej i Samson Miodek. Jest rok 1427, ogłoszono krucjatę przeciwko Cz

Królowa pokoju bólu, „Misery”

Obraz
    Misery jest dla mnie wyjątkową pozycją w twórczości Stephena Kinga. I to nie dlatego, że uważam ją za najlepszą w jego dorobku, nie jest też moją ulubioną. Jednak to właśnie ona była moją pierwszą przeczytaną książką tego autora, robiąc na mnie ogromne wrażenie. Dlatego sięgając po niej po jakimś czasie, będąc już po innych powieściach Kinga (tych w moim mniemaniu lepszych), obawiałem się, czy moje pierwsze wrażenie nie było tylko pierwszym, fałszywym wrażeniem. Z wielką radością mogę powiedzieć, że nie było.     Paul Sheldon jest pisarzem, najbardziej znanym ze swojego cyklu o Misery. Gość lubi sobie popić (no bo to jest powieść Stephena Kinga) i gdy kończy kolejną, w swoim mniemaniu dobrą powieść, postanawia napić się i pojechać sobie autkiem. Niestety kończy się to niezbyt dobrze. Po wypadku budzi się w stojącym na odludziu domu należącym do Annie Wilkes, fanki jego cyklu o Misery. Niemogący się poruszać, szprycowany narkotykami, kompletnie uzależniony od Annie, Paul zaczyna pr

„Wir pamięci” - wartość chyba tylko czysto historyczna, jeśli w ogóle

Obraz
    Podszedłem do powieściowego debiutu Wnuk-Lipińskiego z pozytywnym nastawieniem, bo nasłuchałem się trochę pozytywnych opinii. Jednocześnie miałem delikatne obawy, bo skoro ta książka jest taka dobra, to dlaczego nazwisko tego autora nigdy nie obiło mi się o uszy? Nie wiem, choć się domyślam. Ale to nieważne, bo oczekiwania to jedno, a sama lektura to coś zupełnie innego.     Ira Dogow budzi się z bólem głowy. Opiekuje się nim pielęgniarka, bo dopiero co wrócił ze szpitala. Jednak coś tu jest ewidentnie nie tak, powiedziałby każdy, gdyby nie to, że zaraz później Wnuk-Lipiński sam wykłada wszystko tak dokładnie, że jakakolwiek intryga nie ma szans się nawet rozwinąć. Otóż Ira tak naprawdę nazywa się Albert Wardenson i był członkiem potężnego Zespołu Ekspertów. Jednak ponieważ był niewygodny, został poddany działaniu epokowego zabiegowi profesora Martena - mózg naszego bohatera został przemodelowany, usunięto Wardensona i wprowadzono zupełnie innego człowieka. A wszystko to oczywiście

„Stukostrachy” - czy warto czytać?

Obraz
    Ciężko mi jednoznacznie ocenić Stukostrachy . Bez wątpienia nie jest to zła książka (i to wcale nie dlatego, że napisał ją mój ulubiony pisarz Stephen King), ale czy mogę szczerze nazwać ją dobrą? Niestety nie.     W małym miasteczku Haven zaczynają dziać się dziwne rzeczy, zapoczątkowane potknięciem się Bobbi Anderson o metalowy przedmiot. Kobieta postanawia wykopać to coś. Obsesja, która każe jej kopać i odkryć statek kosmiczny, wkrótce opanowuje prawie wszystkich mieszkańców miasteczka, stających się niewolnikami mrocznej siły. Do tego “opętani” obywatele Haven zyskują niesamowite zdolności konstrukcyjne, dzięki czemu czytelnik ma okazję obserwować kolejne niezwykłe wynalazki. Jeśli chodzi o fabułę, to właściwie nie mam nic więcej do powiedzenia. Nie jest skomplikowana i biorąc pod uwagę, jak bardzo się ciągnie, to ciężko się jakoś zaangażować. Wprawdzie nie brakuje tu momentów, w których dużo się dzieje, jednak w ogólnym rozrachunku nie wydają się one cokolwiek znaczyć. Słyszał

„Tryumf pana Kleksa”, a ja po prostu napisałem recenzję

Obraz
    Stawiam pytanie - czy Jan Brzechwa był w stanie utrzymać wysoki poziom serii książek o panu Kleksie? Nie mam pojęcia, może tak. Chyba tak, chociaż nie byłem za bardzo przekonany, kiedy zasiadałem do Tryumfu pana Kleksa . No bo zakończenia zarówno Akademii jak i Podróży stworzyły nam idealną dwuczęściową opowieść. Jednak w sumie do Podróży również podchodziłem z zastanowieniem, więc może uprzedzenie było błędne? I po takim wstępie można się spodziewać jakie wrażenie zrobiła na mnie trzecia część przygód Ambrożego Kleksa. Nieszczególnie dobre.     Kończy się pewien etap w życiu Adasia Niezgódki, znanego czytelnikowi z Akademii pana Kleksa . Nasz narrator kończy właśnie naukę w akademii, staje się doktorem (Kleks chyba rozdaje tytuły naukowe tylko w naukach, za które jest sam odpowiedzialny, więc bym się tym zbytnio nie przejmował na miejscu jego uczniów). Pan Kleks jest dumny z wychowanków i jest przekonany, że rozsławią jego szkołę na cały świat (bo jak już dobrze wiemy, Kleks myśl

Jak to „Zamczysko w Otranto” nie zachwyca, jak tłumaczę, że zachwyca

Obraz
    Podobno wieki po ukazaniu się Zamczyska w Otranto można traktować tę książkę (powiastkę) jedynie jako rozrywkę i zabawę, jak twierdzi tłumaczka książki Maria Przymanowska. Ja nikomu nie bronię mieć takiej opinii, w końcu jeśli pani Maria tak właśnie postrzega tę historię, to ja na pewno nie byłby w stanie jej przekonać do innego zdania, jednak sądzę, że takie stawianie sprawy jest dość krzywdzące. Dajmy ludziom podchodzić poważnie do każdej książki, jeśli mają taką ochotę, a w tym wypadku chyba warto. W każdym razie ja mam taki zamiar i ze zdumieniem stwierdzam, że w tej recenzji nie będę silił się na nieporadny humor i nieśmieszne żarty.     Książę Manfred jest panem w Otranto, ale ma trochę problemów. Kwestie własnościowe nie są do końca uporządkowane, ponadto wisi nad nim widmo przepowiedni. Na szczęście jest rozwiązanie - książę ma zamiar zeswatać syna z księżniczką Izabelą. Niestety los ma inny plan i syn Konrad ginie pod tajemniczym, zaczarowanym szyszakiem. To zdarzenie oka