Podróż przez „Ziemie jałowe” na spotkanie pociągu

    W moich recenzjach poprzednich części cyklu Mroczna Wieża zwracałem uwagę na to, że zarówno Roland jak i Powołanie trójki nie były za bardzo swoimi własnymi historiami. Pierwsza część jest wstępem i przedstawieniem tytułowego bohatera (a poza tym bardzo przeciętną powieścią), natomiast druga to zebranie drużyny. Czekałem na historię, która stałaby całkowicie na własnych nogach i w końcu się doczekałem.

    Roland zebrał w końcu swoją drużynę, powołując Eddiego i Susannah, może więc w końcu wyruszyć we właściwą drogę. Wieża jest coraz bliżej. Nasi bohaterowie mierzą się z ogromnym, cybernetycznym niedźwiedziem, by móc podążyć drogą, która zaprowadzi ich prosto do Mrocznej Wieży. Po drodze zwerbują kolejnych członków kompanii oraz wejdą do zrujnowanego miasta Lud, gdzie staną do walki ze sztuczną inteligencją kierującą naddźwiękowym pociągiem. Wiem, że to brzmi absurdalnie i właśnie dlatego jest tak piękne. W tej książce jest wszystko - mutanty, AI, roboty, demony, nawiedzone domy, Nowy Jork, dzika przyroda, fantastyczne zwierzęta, podziemia, zagadki, zrujnowane miasto no i ukochane przeze mnie pociągi. Po prostu nie jestem w stanie nie kochać historii, która dąży do umieszczenia swoich bohaterów w pociągu. King powciskał tutaj wszystko, co tylko mógł i jakimś cudem wszystko jest na swoim miejscu, cała ta masa nieprzystających do siebie elementów, zaserwowana w takiej dawce działa. To jest coś, co fanatycy Mrocznej Wieży zawsze obiecywali, a czego nie było w poprzednich częściach. 
 
    Ziemie jałowe są wprawdzie nadal kolejnym etapem drogi Rolanda ku Mrocznej Wieży, jednak to pierwsza część cyklu, która stoi na własnych nogach. Oczywiście na każdym kroku odwołuje się do poprzedniczek (tak, również do Rolanda co mnie nie ukrywam bardzo cieszy), ale historia jest tutaj własna. Trzyma to w napięciu cały czas, im więcej się czyta, tym czytelnik ma ochotę na więcej i nie idzie się oderwać. Zwyczajnie przepadłem w tej opowieści i chcę więcej w trybie natychmiastowym.
 
    Ziemie jałowe mają w sobie też coś niezwykłego, mitycznego. Nie mam pojęcia, jak King to zrobił, ale ma się wrażenie uczestniczenia w czymś tajemnym. Naszych bohaterów łączy niezwykła więź, która pozwala im dosłownie rozumieć się bez słów. Bałem się pewnej powtarzalności - w końcu dobrze znamy już te postacie, ale King świetnie operuje relacjami między nimi i zostawia sobie miejsce na zaskakiwanie czytelnika. Natomiast nie podobało mi się ciągłe zaznaczanie przez bohaterów, że mogliby opowiedzieć coś ciekawego, ale zrobią to innym razem. Rozumiem, że jest to skuteczny sposób, żeby ewentualnie przedłużyć cykl. No i pojawia się Randall Flagg, w małej rólce, ale oczekuję, że powróci on w kolejnych tomach.

    Trzecia część Mrocznej Wieża przebija jakością i zaangażowaniem czytelnika swoje poprzedniczki oraz jest jedną z najlepszych powieści Stephena Kinga. Rozumiem, że po lekturze Ziem jałowych można stać się fanatykiem tego cyklu - ja się nim stałem. Teraz mogę rozwiać swoje własne wątpliwości, o których mówiłem w recenzji Rolanda - tak, warto się przez niego przemęczyć. Ziemie jałowe polecam każdemu, to hipnotyzująca i niesamowita powieść o podróży. Nie dostajemy tutaj celu, on na tym etapie nie jest jeszcze aż tak ważny, dostajemy za to stację przesiadkową i obietnicę podróży pociągiem ze snów. Warto tutaj dać się porwać Kingowi.

    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka