Powieściozja - z książki „Mroki”

    W przypadku Mroków mamy kolejny doskonały przykład książki, która została po latach zmieniona, do czego zresztą przyznał się sam Jarosław Borszewicz - bo w tym 1983 roku nie mogła się ona ukazać w takiej formie, w jakiej powinna. Zaznaczam więc, że obcuję z tą nową wersją. W każdym razie czytam tę tak zwaną powieść z polecajki, także chciałem, żeby mi się spodobała. Szanse były dość wyrównane, bo z tego co się orientuję, Mroki wzbudzają mieszane uczucia - są wyraźne zachwyty ale i dosadna krytyka. No i bardzo dobrze, w końcu czyż sztuka nie powinna wzbudzać w odbiorcy emocji? Tutaj mamy do czynienia z poezją, także tym bardziej porządna dawka silnych emocji jest wskazana!


    Opisywanie fabuły tej książki jest zadaniem zarówno trudnym jak i niemożliwym, ponieważ historia jest w niej znikoma. Naszym głównym bohaterem jest młody mężczyzna Duet Zezowaty, z zawodu dorożkarz, możliwe również że student może niekoniecznie z wolnego wyboru, ale przede wszystkim człowiek, obawiający się życia. Bo czyż życie nie jest samo w sobie śmiercią? No właśnie. Historia krąży wokół paru elementów - lirycznych wstawek z książki Du du du… (nie mam pojęcia, czy ten wielokropek zawiera się w tytule, ale na wszelki wypadek go wstawiłem), wspomnień wypowiadanych w kierunku ukochanej Nieobecnej, rozmów z przyjacielem Wiktorem oraz całej reszty. No i Mroki to w zasadzie jest zbiór wierszy, przemyśleń, zabawnych sytuacji oraz relacji z życia narratora spiętych motywem przewodnim, jakim jest śmierć i jej widmo, które wisi nad każdym w każdej chwili życia. Łatwo się więc domyślić, że jeśli komuś nie spodoba się chociażby jeden element składowy, całe Mroki będą się mu jawić jako nieudany, przeintelektualizowany i niezwykle pretensjonalny bełkot. Ja jednak nie mam zamiaru być kimś takim.


    Moim zdaniem Jarosław Borszewicz przez całość Mroków nader skutecznie balansuje między pretensjonalnością a szczerością, między frustracją a śmiesznością i dzięki temu ta powieść robi wrażenie bycia szczerej. Oczywiście, że niektóre jej fragmenty wypadają gorzej, inne lepiej, jedne wydają się napisane trochę na siłę, inne z kolei uderzają szczerością (przynajmniej takie odnoszę wrażenie). No i warto też pamiętać, że w tym 1983 roku, kiedy Mroki się ukazały, Borszewicz był jeszcze przed trzydziestką, więc pewne pretensjonalności można mu wybaczyć. Ale nie trzeba, jeśli ktoś nie ma ochoty. Nie zmuszam do tego.


    Nie wiem, jak ja mam zrecenzować tę powieść. To w zasadzie nie jest do końca powieść. Mam ocenić jakość poezji? Nie znam się na tym. Mam ocenić jakość przedstawianych przemyśleń czy poglądów? Po co, przecież nikt nie twierdzi, że to są dokładne myśli autora. Jedyne co mogę powiedzieć, to czy Mroki warto przeczytać, a sądzę, że tak. Możliwe, że się odbijesz i porzucisz lekturę, ale może też być tak, iż zatracisz się w niej kompletnie. Ja tak miałem - czytałem z zapartym tchem, nie wiedząc do końca dlaczego. W każdym razie wciągnąłem się i życzyłbym sobie, żeby każda książka czyniła podobnie. Tak czy inaczej Mroki są dość niestandardowe w formie i pewnie nie można na czymś takim opierać swojej twórczości. Jako jednorazowy eksperymencik sprawdza się nawet sympatycznie. A swoją drogą, książka ma nawet świetny zwrot fabularny pod sam koniec.


    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Billy Summers” - opowieść o zagubionym człowieku

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu