„Doktor Sen” w pewnym sensie zrobił na mnie większe wrażenie niż „Lśnienie”

    Na początku chciałbym zauważyć, że sądzę, iż nie należy patrzeć na Doktora Sen jako na kontynuację Lśnienia. Można, ale to bez sensu. Stephen King z 2013 roku nie jest w końcu tym samym człowiekiem, którym był w latach 70. XX wieku i to nie tylko dlatego, że minęło grubo ponad trzydzieści lat, ale też przez jego słynny wypadek oraz zdanie sobie sprawy z alkoholizmu. Poza tym King jest już pisarzem dojrzalszym i tak dalej. Dobra, przejdźmy do właściwej recenzji.


    Nie tylko fani zastanawiali się co się stało z Dannym Torrancem, Stephen King również. No i mamy odpowiedź! Już w wieku szesnastu lat zaczęła się jego przygoda z alkoholem i bardzo szybko skończył chyba nawet gorzej niż jego ojciec - samotnie podróżujący przez USA, imając się różnych prac, z których wyrzucano go za picie i lądujący okazjonalnie na posterunkach policji za awantury. Jednak kiedy Dan sięga dna zaczyna podejmować nieporadne próby wyjścia z nałogu i tak ląduje w małym miasteczku w New Hampshire, gdzie życzliwi ludzie wyciągają do niego ręce i oferują pomoc. Torrance podejmuje pracę w hospicjum, gdzie między innymi pomaga umierającym odejść z tego świata w spokoju. Z tego powodu zostaje przezwany Doktorem Sen. W międzyczasie z Danem zaczyna kontaktować się dziewczynka Abra, która okazuje się jaśnieć jeszcze mocniej niż nasz protagonista. To oczywiście jest problemem. Dowiadujemy się, że po Ameryce podróżuje kamperami grupa nazywająca się Prawdziwym Węzłem, banda nieśmiertelnych nie-ludzi, którzy żywią się jaśnieniem. A ponieważ Abra jest bardzo potężna, staje się celem tych morderców. No i tutaj mamy jedną poważną wadę Doktora Sen, otóż King zbudował tę opowieść na schematach, które jego fani znają już do porzygu. Dlatego podczas czytania bardzo ciężko się zatracić, ponieważ wszystko jest przewidywalne. A że jest to horror, no to przecież czytelnik ma być trzymany w napięciu, prawda?


    Ano prawda. Jeśli chodzi o grozę to jest słabiutko, może dwa razy przeszył mnie dreszcz. Jednak Doktor Sen jest powieścią, która uderza w zupełnie inne rejony. Jest to opowieść o sięgnięciu dna i rozpoczęciu terapii, o horrorze alkoholizmu. Tutejszy King to gawędziarz w najlepszej formie, dzięki czemu książkę czyta się błyskawicznie. No a zakończenie jest doskonałe.


    Ja jednak chciałbym zostawić alkoholizm Danego i skupić się na czymś, co poruszyło mnie o wiele bardziej. Na pierwszy rzut oka członkowie Prawdziwego Węzła to frajerzy jakich mało, jednak nazywani są w tej książce wampirami tak często, że dało mi to do myślenia. King swego czasu wziął wampira z Draculi Brama Stokera i przedstawił go bez tych cech, które czyniły hrabiego zacofanym i ostatecznie żałosnym. Natomiast w Doktorze Sen mamy właśnie to - nasze wampiry mają po jednej specjalnej umiejętności, ale nie są silne, nie umieją latać, znikać, a poza tym dają pozór człowieczeństwa, bo bardzo łatwo je zabić, poza tym przeżywają żałobę po zmarłych i potrafią prawdziwie kochać. Na każdym kroku widzimy jak członkowie Prawdziwego Węzła popełniają błędy, jak łatwo ich wywieść w pole, jacy w gruncie rzeczy żałośni są. I właśnie dlatego stali się moim ulubionym antagonistą ze wszystkich powieści Stephena Kinga, bo w żadnym innym jego potworze nie dostrzegłem tyle z ludzkiej żałosności, głupoty i desperackiego dążenia do przetrwania za wszelką cenę.


    Ostatecznie ze zdziwieniem stwierdzam, że Doktor Sen jest jedną z najlepszych powieści Stephena Kinga i w sumie doskonałą kontynuacją, bo robi coś nowego i naprawdę niespodziewanego. Gorąco polecam każdemu. Oczywiście na tobie, mój drogi potencjalny czytelniku, książka nie musi zrobić tak dużego wrażenia. Jednak nawet jeśli tak będzie, nadal będziesz miał w rękach świetnie napisaną historię.


    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka