„Astronauci”, czyli mój (nie)pierwszy Lem

    Stanisław Lem ma pozycję pisarza wielkiego, którym straszy się ludzi chcących sięgnąć po jego twórczość. Powodem jest to całe mówienie, że Lem nie oszczędza czytelnika, że wymaga pewnej wiedzy i tak dalej, to wszystko oczywiście tworzy taką przyjemną dla jego fanów bańkę, gdzie fani tego pisarza są ludźmi oczytanymi, inteligentnymi, a jak się komuś jego książki nie spodobają no to przecież jest głupi. Wiem, że te słowa mogą być obraźliwe dla entuzjastów twórczości Lema, ale ja przedstawiam tylko moją perspektywę, jak mi zawsze pokazywano zarys jego pisaniny. Dlatego właśnie nie sięgałem po te książki i to bez żadnego racjonalnego powodu. Jednak odkładanie Lema było właśnie tylko odkładaniem, ponieważ wiedziałem, iż prędzej czy później w końcu przeczytam. No i przeczytałem pierwszą jego opublikowaną w całości powieść, no bo w końcu dobrze jest zacząć od początku. Nawet jeśli to nie pierwsze spotkanie z tym podobno wybitnym twórcą, nawet jeśli jest to raczej quasi-początek.

    Tytuł Astronauci sugeruje nam to, co w książce znajdziemy. Oto właśnie wyprawa kosmiczna załogi statku Kosmokrator na planetę Wenus, skąd kiedyś na Ziemię przybył obiekt pochodzenia obcej cywilizacji. Ludzie chcą się dowiedzieć czy kosmici istnieją oraz co najważniejsze - czy stanowią oni zagrożenie dla ludzkości. Książka dzieli się na dwie części, z czego ta pierwsza zajmuje objętościowo jedną trzecią całości. W pierwszej obserwujemy proces dojścia do tego, że kosmici istnieją oraz budowanie statku, w drugiej podróż oraz badanie Wenus i ostatecznie dojście do wniosków. No i ja muszę powiedzieć, że o wiele bardziej podobała mi się ta pierwsza. Widać tutaj silne inspiracje dziełami Juliusza Verne’a, do czego zresztą Lem sam się przyznaje nazywając go najświetniejszym z pisarzy fantastycznych. Część druga jest już trochę gorsza, ale to wynika raczej z celów autora, a nie niekompetencji. Lem nie wzbudza emocji, nie próbuje zaangażować czytelnika, Astronauci to książka zimna, ale pozwalająca czytelnikowi pomyśleć i dowiedzieć się czegoś nowego. I tak, dzisiaj jest już nieaktualna, ale taki już los science fiction. Ja nie uważam, żeby ta książka była dzisiaj nieatrakcyjna, za to na pewno nie poleciłbym jej każdemu. Wydaje mi się, że człowiekowi do pewnego wieku, tak mniej więcej do siedemnastu lat raczej nie poleciłbym Astronautów, ale nie dlatego, że to idioci (szanuję wszystkie grupy odbiorców, jestem tolerancyjny), bazuję raczej na moich własnych oczekiwań czytelniczych na etapie podstawówki, gimnazjum i liceum, a warto też wspomnieć, iż ja raczej należałem do grupy ludzi czytających dużo.

    Na pewno jestem pod wrażeniem tym zżynaniem z Verne’a. Cóż, zżynanie nie jest problemem, jeśli jest dobre i stoi na własnych nogach. I choć nie sądzę, żeby Astronautami Stanisław Lem zmienił moje życie czy spojrzenie na cokolwiek, to książka jest warta polecenia. Jeśli lubisz science fiction (ale nie takie Orsona Scotta Carda, to nie ta para kaloszy) to na pewno warto, chociaż nie gwarantuję, że ci się spodobało. Mi nawet do pewnego stopnia się podobało, chociaż samo badanie Wenus nie było pasjonujące. Z dzisiejszej perspektywy może trochę radzić pochwalanie systemu komunistycznego, ale no cóż, kiedy Astronauci byli wydawani, takie były czasy w Polsce i nie wydaje mi się, że ma sens cokolwiek więcej na ten temat mówić, szczególnie iż nie jest to rdzeniem tej opowieści.

    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka