Nieprzerażająca apokalipsa - „Bastion”

    Bastion to z pewnością najbardziej imponująca powieść Stephena Kinga. Jest najdłuższą z jego książek, do tego uznawaną za najlepszą. Przeczytanie tej cegły zajęło mi ponad dwa tygodnie, ale nie zmarnowałem swojego czasu. Jednak nie mogę przychylić się do licznych opinii, jakoby miała to być najwspanialsza z książek tego autora.

    Eksperymentalna grypa wymyka się amerykańskim naukowcom spod kontroli. Nowa broń biologiczna przynosi zagładę całemu światu, a przeżywają jedynie nieliczni, w jakiś sposób udopornieni na zarazę. Wszyscy oni śnią podobne obrazy - starą Murzynkę oraz mrocznego mężczyznę, którzy będący kolejno wysłannikami Boga i Szatana przyzywają do siebie ocalałych. Każdy wybiera swoją stronę, a konfrontacja między siłami dobra i zła nieuchronnie się przybliża, doprowadzając do zakończenia, które nie jest zaskakujące, ani tym bardziej dobre.

    Słyszałem wiele opinii, że King poradził sobie z końcówką, ale na mnie nie zrobiła ona żadnego wrażenia i książka naprawdę byłaby lepsza bez takiego finału. Sama fabuła nie jest jednak zła, King prowadzi nas przez kolejne etapy - najpierw śledzimy jak grypa się rozprzestrzenia i morduje ludzi, potem towarzyszymy bohaterom podróżujących po wyludnionym kraju, a na końcu widzimy rozwój nowych społeczności i walkę dobra ze złem.

    Słysząc o walce Boga z Szatanem, można się trochę zniechęcić do Bastionu. Sam spodziewałem się jakiejś moralizatorskiej wyprawy rodem z historii biblijnej, a jednak nie jest to coś, czego szukam u Kinga. Mimo, że w sumie czytelnik dostaje właśnie historię w tym stylu, to cieszę się, że autor unika schematu ukazania bohaterów jako chodzących wcieleń dobra czy zła.

    Bohaterów jest naprawdę dużo i King cały czas skacze od jednego do drugiego, przez co często nie pamiętałem dokładnie, kim jest ten człowiek, do którego nagle musiałem wrócić. Taki stan utrzymywał się mniej więcej do połowy książki, kiedy już na tyle przyzwyczaiłem się do najważniejszych postaci, że nie było problemu z ich odróżnieniem. Mimo tego, żadna z tych licznych postaci nie jest bezużyteczna. Wszyscy służą fabule głównej, a co najważniejsze, nawet ci najgorsi, stojący po stronie Szatana, nie są na tyle odpychający, żebyśmy nie mieli ochoty o nich czytać. King nie tworzy posągów, ale prawdziwe persony. Mimo iż wielu z nich ma misję do spełnienia, to nie są to wielcy bohaterowie, a zwykli, słaby ludzie, z którymi może identyfikować się każdy. Czytelnik ma też okazję zobaczyć, jak kruche jest ludzkie życie i jak śmierć jednego człowieka niewiele może zmienić w skali całej społeczności.

    Bastion odnosi największy sukces na polu kreowania bohaterów. Wydaje mi się, że to właśnie przez to mówi się o tej książce, jako o najlepszej powieści Kinga. Przez cały ten ogrom stron, ani przez chwilę się nie zanudziłem, co u tego autora jest przecież bardzo częste, wystarczy wspomnieć późniejsze Łowcę snów czy Rękę mistrza. Zważywszy na to, że mamy tutaj około tysiąc dwieście stron, to autor naprawdę się popisał.

    Czytane przeze mnie wydanie książki reklamowało się hasłem Przerażający obraz apokalipsy. Zupełnie się z tym nie zgadzam. Masowa zagłada jest tu przedstawiona nie jako kres świata, wszystko zdaje się bardzo ludzkie, a czytelnika nie opuszcza przeczucie, że to przecież nie jest koniec. Ludzkość została zdziesiątkowana, ale kiedy już umrą ostatni chorzy, powstaną nowe społeczności i ludzie znowu zaczną żyć normalnie.

    Jestem skłonny przyznać, że Bastion jest najlepszą powieścią Kinga, ale na pewno nie moją ulubioną. Brakowało mi tu szczypty niesamowitości, czy może zaskoczenia czytelnika, co na przykład miało miejsce w późniejszym Cmętarzu zwieżąt. Natomiast ten przytłaczający ogrom kartek, na których autor przedstawił nam szczegółowy świat, też mnie nie powalił, bardziej podobało mi się to, co King zrobił później w Dolores Claiborne, gdzie mieliśmy tylko jedną bohaterkę, ale za to o wiele bardziej wyrazistą niż ktokolwiek w Bastionie. Mimo swoich (nielicznych) wad jest to świetna książka i obowiązkowa lektura dla każdego, nie tylko fana tego wybitnego autora.

    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Billy Summers” - opowieść o zagubionym człowieku

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu