„Tato”, czyli po wszystkim syn i jego syn jadą w wybitnie skuteczną podróż

Z najbardziej znanych powieści Williama Whartona chyba możemy wyróżnić
Ptaśka oraz właśnie Tato. Ta pierwsza książka jest wybitna, także poprzeczka była postawiona wysoko. A tematyka taka dość niewesoła, jak można przypuszczać. Akurat tak się składa, że sam nie jestem w stanie się zbytnio odnieść do prezentowanych wydarzeń. Nigdy nie musiałem lecieć na drugi koniec świata do rodziny, a mój ojciec też ma się całkiem dobrze, także istniało ryzyko odbicia się, czy też niezrozumienia. A czy tak się ostatecznie wydarzyło?

John jest już dojrzałym mężczyzną i mieszka we Francji. Niestety jego ojciec zaczyna mocno podupadać na zdrowiu, z związku z czym pomoc naszego bohatera i narratora jednocześnie jest konieczna - ten przenosi się więc tymczasowo rodziców do Los Angeles. Zmiana otoczenia i nawyków (na moim egzemplarzu wydawca napisał coś o przeobrażeniu wewnętrznym w kontakcie z wielkomiejskim światem zmiennych norm moralnych i gwałtownego rozwoju techniki, ale albo jestem głupi albo taki nieuważny, bo kompletnie tego nie dostrzegłem) jest szansą do zmiany swojego życia, ale przede wszystkim odkrycia siebie na nowo oraz poznania swojego ojca takim, jakim naprawdę jest. Na wstępie chciałbym uspokoić - szczątkowy opis nie jest zwiastunem powieści pełnej opiekowania się nad obłożnie chorym starcem. To znaczy to też tutaj jest, jednak nie zajmuje tak dużo czasu, jak można byłoby pomyśleć. Fabuła oczywiście skupia się na tym, jak John obserwuje tatę, ale mamy również krótsze rozdziały z perspektywy Billy’ego, syna Johna. No i szczerze mówiąc sam Billy nie jest specjalnie ciekawy, natomiast jego perspektywa na ojca już jak najbardziej, jako że mamy okazję zobaczyć naszego głównego narratora z innej strony. Mógłbym coś więcej napisać o tej fabule, ale nie chcę niczego zdradzać, a do tego właśnie musiałoby się to sprowadzić. W każdym razie zaznaczę, że po pierwsze Wharton operuje bardzo dobrym poczuciem humoru, po drugie fragmenty dramatyczne i wzruszające się dramatyczne i wzruszające a po trzecie autor przygotował też kilka niespodzianek, szczególnie na sam koniec. No właśnie - zakończenie jest wzruszające, rozpłakałem się przy nim. Pokazały się też przy nim kunszt pisarski i wrażliwość Whartona, ponieważ przez większość lektury, mimo iż mi się podobało, nie byłem specjalnie zaangażowany. Nie odczuwałem potrzeby czytania.

Jest to książka o rodzinie, wzajemnym docieraniu się, poświęceniu i zrozumieniu drugiego człowieka oraz sile rodziny - te rzeczy mnie uderzyły i do mnie przemówiły. Portret Taty jest niesamowity, a zmagania z nieprzychylnym, niekompetentnym personelem szpitala prawdziwie przejmujące. I tak dalej. Nie ma tutaj słabych wątków. Jeśli coś nie jest poruszające, to zostało napisane z intencją komediową.

Zastanawiam się, na ile Tato może pomóc w radzeniu sobie z chorobą rodzica czy jakąkolwiek stratą. Jest też ten inny wątek, o którym chciałbym napisać, ale przy tym też naprawdę nie chcę go zdradzać, więc będziemy musieli go zostawić. Podkreślam - nie tylko tata jest istotny.

Generalnie mam tak, że jeżeli jakaś książka wywołuje we mnie płacz, zawsze ją polecam. W tym wypadku jednak poza warstwą emocjonalną jest też cała ta intelektualna. Co prawda ostatnie akapity są już troszeczkę za bardzo dosłowne, jednak można im to wybaczyć, ponieważ oddziałują na emocje - bez zaskoczeń. Także zdecydowanie polecam. Ptasiek chyba jest lepszą powieścią. Ale to o niczym nie świadczy, Tato jest znakomity!

Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Oby był to dobry „Omen”

„Nie oddam dzieci!”, ale zająć to się nimi nie zajmę!

To przykre, że życząc „Spełnienia marzeń!”, mamy na myśli uwolnienie się od patologii, nieszczęść i cierpienia, a nie na przykład kupienie sobie ładnego domu (ale w sumie go nie potrzebujemy, przecież zawsze go dostajemy u pani Katarzyny Michalak za pół darmo)