Życie na granicy nudy, wieś „Prawiek i inne czasy”

    Lubię sobie myśleć, że w miarę kolejnych powieści Olgi Tokarczuk jej pisarskie umiejętności ewoluują w tę dobrą stronę. Z tego powodu mam jakąkolwiek chęć, by dalej czytać jej wypociny. W przypadku książki Prawiek i inne czasy spodziewałem się czegoś wyjątkowo dobrego, bo tak zapowiadał mi opis z tylnej okładki. Przetłumaczono to na dziesiątki języków! Czy takie dzieło może być złe?
 
    Życie mieszkańców wsi Prawiek i okolic toczy się swoim torem. Pokolenia mijają, ale życie trwa, trwa, a potem oczywiście mija, ustępując miejsca nowemu. Zgadza się, ta książka nie ma historii, którą można po prostu opisać, a dostajemy takie wzniosłe, zmityzowane pierdolety. Określenie “pierdolety” może wskazywać na mój stosunek do powieści. Gdzieś tak do połowy Prawiek i inne czasy to bardzo wciągająca, wręcz hipnotyzująca swoim klimatem książka. Niestety po tej połowie czytelnik orientuje się, że wprawdzie klimacik jest, ale historii już brak i opowieść nie wydaje się zmierzać dokądkolwiek. No i faktycznie zakończenie nie przynosi niczego. I tutaj chyba kłania się gatunek, w jakim pisze Olga Tokarczuk. Mamy tutaj do czynienia z literaturą piękną, literaturą wysoką. Jak mi to wytłumaczyła o wiele mądrzejsza ode mnie w sprawach literackich koleżanka, taka pisanina nie ma na celu zaspokajać potrzeb fizjologicznych. Konsekwencją tego jest więc to, że takie książki po prostu są nudne. I teraz, nawiązując do znanego youtubera, możemy sobie wyobrazić, jak mógłbym komuś polecić Prawieka i inne czasy - wiesz, polecam ci tę książkę, ale nie przejmuj się, że jest chujowa, wiesz, to taki gatunek. Ale nie będę nikomu polecał nudnej powieści, która dodatkowo nie ma nic interesującego do zaoferowania. No właśnie - interesującego. Bo nie będę się zmuszał do polubienia dzieła, które robi wszystko, byle tylko mnie zainteresować. Jakbym był jakimś… idiotą.

    Dużym problemem jest kreacja postaci. Bohaterowie żyją trochę na granicy jawy i snu. Z jednej strony poznajemy ich zwykłe życie, ale z drugiej to wszystko jest jakieś takie dziwnie wzniosłe. Przez to oczywiście nie można się z nikim utożsamić, ale również nie da się nikogo zapamiętać. Nie wiem, czy to coś ze mną jest nie tak, ale za każdym razem, gdy odkładałem książkę i sięgałem po nią ponownie, okazywało się, że z mojej pamięci wyparowały wszelkie informacje o bohaterach. Ten absurd był tak duży, że nawet nie kojarzyłem imion. Chyba jeszcze nigdy mi się to nie zdarzyło w takim wymiarze.

    Całą recenzję mógłbym sprowadzić do jednego zdania - nie polecam. Niestety, mimo świetnego początku, Prawiek i inne czasy okazał się kolejnym przynudzaniem ze smętnej fabryki Olgi Tokarczuk. Ale nie ma co się poddawać! Dalej, pani Olgo! Proszę przeczytać parę interesujących książek, czegoś rozrywkowego i spróbować napisać coś podobnego i w taki twór wpleść tematy ważne. Nie polecam robić czegoś takiego, co jest tutaj, ponieważ kiedy autorka mówi o feminizmie, przeważnie robi to w tak oczywisty sposób, że to boli. Boli, bo jest aż tak bardzo widoczne. W takich momentach ja nie widzę narratora, widzę autora. A przecież gdyby mi wystarczyły same poglądy autora, to bym czytał jego eseje, artykuły czy wywiady.

    Życie to zmiany, życie to również trwanie. Można sobie wybrać, zależnie od ujęcia czy też nastroju.

    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka