„Powrót do Ferrinu” jest... dobry?

    Moja opinia nie jest raczej popularna w internecie, ale tak, moim zdaniem Powrót do Ferrinu naprawdę się udał. Sam nie jestem w stanie uwierzyć, że mówię to o książce Katarzyny Michalak. W pamięci mam wciąż Rok w poziomce, który mimo mojego przypodobania nadal był beznadziejną książką, natomiast druga część Kronik Ferrinu budzi kompletnie inne odczucia. Mam wrażenie, że to dobra powieść.
 
    Zacznijmy jednak od początku. Anaela jest zmuszona powrócić do Ferrinu, gdzie znów jest wzywana na organizowaną przez bogów grę. Okazuje się, że trafiła do fantastycznej krainy dwieście lat przed wydarzeniami opisywanymi w Grze o Ferrin. I na tym skończę opisywanie fabuły, bowiem trudno coś o niej powiedzieć. Poprzednia część zdecydowanie do czegoś dążyła, natomiast tu tak nie jest. Zakończenie wydaje się być małej skalii, czytelnik ma wrażenie, że powieść do niczego nie prowadzi. Czy to wada? Może, ale mi się to podobało. W tomie pierwszym Michalak przesadziła z ilością mordów, krwi i zasadzek. W kontynuacji nadal pojawiają się tego typu sceny, ale w przeciwieństwie do swojej poprzedniczki, jest tego o wiele mniej. Nie ginie tyle osób, brak też bitew, co zdecydowanie działa na korzyść powieści. Jest kameralniej, co zdecydowanie pasuje do charakteru tej fabuły. Szkoda, że nie pobawiono się trochę faktem przeniesienia w przeszłość, pokazaniem Świata Światów jako zupełnie innego miejsca.
 
    Jeśli chodzi o bohaterów, to nic się nie zmieniło. I to dosłownie, bo zamiast wymyślić nowe postacie, a zostawić tylko te, które na pewno musiały żyć w tych czasach, autorka wcisnęła do Powrotu do Ferrinu całą masę postaci z poprzedniej części. Nie będę tego krytykował, bo nie wiem ile żyją w tym świecie ludzie, Górale(krasnoludy), czy tak zwani Dzicy Ludzie. Anaela nadal pozostaje tak samo głupią postacią, jak poprzednio, a nikt z powracającej obsady nie jest bardziej interesujący, niż wcześniej. Zaciekawił mnie jedynie całkiem nowy bohater w tym towarzystwie - kat Ostatni. Nie, żeby był mniej płytki od innych, ale przynajmniej wykonywał ciekawą pracę, a jego nastawienie do protagonistki przechodziło widoczną, długą przemianę.

    Jednak największą zaletą tej książki jest dla mnie ograniczenie tego okropnego, nachalnego erotyzmu z pierwszej części. Tam było tego pełno, natomiast w kontynuacji Michalak wycięła to prawie zupełnie.

    Jasne, że dialogi pozostały głupie i drewniane. Jednak nadal Powrót do Ferrinu przewyższa poprzedniczkę pod każdym względem. A czy jest to dobra kontynuacja, czy rozwija jakoś naszą bohaterkę? Na pewno stawia ją przed nowym wyzwaniem, do którego musi podejść w inny sposób, chociaż nadal jej przeciwnikiem pozostaje ten sam mężczyzna. No i ciągle historia jest zbudowana na tym sztampowym świecie fantasy, wykreowanym na potrzeby Gry o Ferrin. Zabawa w gdybanie nie ma oczywiście sensu, ale zaryzykuję stwierdzenie, iż gdyby druga część Kronik Ferrinu była samoistną książką, to mogłaby okazać się jedną z lepszych książek Katarzyny Michalak. Ale niestety tak nie jest, do tego autorka zapowiada następną część.

    No dobra, ale czy to w końcu jest dobra książka? Średnia, a moje wrażenia mogą być lekko spaczone, przez świadomość, jak beznadziejna była poprzedniczka. Powiem tak, jest dobra w odniesieniu do Gry o Ferrin, mimo iż nie są to zbyt wysokie loty. Ta całkiem sympatyczna kontynuacja, wypełniona głupotą poprzedniego tomu, sama w sobie nie popełnia zbyt wielu grzechów. Ale nie ma sensu męczyć się z pierwszą częścią, by zabierać się za Powrót do Ferrinu. Jeśli czytałeś Grę o Ferrin, to śmiało sięgaj po następny tom serii, nawet jeśli po tamtej powieści straciłeś wiarę w polską literaturę. Jeśli jesteś fanem Katarzyny Michalak, na pewno znajdziesz tu dużo dobrego. Ja sam bawiłem się dobrze.

    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka