„Brud”ne myśli?

    Po drugiej części Pokolenia Ikea obawiałem się, że Piotr C. okaże się być autorem jednej książki - swojej pierwszej. Jednak miałem na uwadze to, że Kobiety były kontynuacją, więc może autor zwyczajnie nie powinien zabierać się za sequel, a zrobić coś nowego. No i czymś takim wydaje się być Brud. Ale czy na pewno? Bo jak się tak popatrzy na opis trzeciej książki Piotra C., to można odnieść wrażenie, że będą tutaj poruszane podobne wątki co w poprzednich powieściach. To jest prawda, nie mam zamiaru zaprzeczać.


    Naszym bohaterem jest Relu - warszawski adwokat, mieszkający w Wilanowie, w ładnym domku. Ma żonę, dziecko, wiernego psa, bogatego klienta, pracuje w kancelarii i nie musi się martwić o swoje warunki bytowe. Jeśli chodzi o kwestie czysto zawodowe, to mimo iż towarzyszymy protagoniście w pracy, to autor miesza trochę i nie wiemy czym on się tak naprawdę zajmuje. Z jednej strony przyjmuje sprawę rozwodową, z drugiej dogaduje umowy, z trzeciej czyta komentarz do najnowszej nowelizacji Kodeksu postępowania karnego. A jednocześnie daje się nam jasno do zrozumienia, że jest on specjalistą w danym (nieznanym nam) wycinku prawa. Nie jest to jednak błąd, raczej sposób na danie do zrozumienia, że praca nie ma w tej książce większego znaczenia. Cała książka to relacja z wycinka życia naszego Relu. W przeciwieństwie do Pokolenia Ikea, nie odniosłem wrażenia, że całość mogłaby być zbiorem opowiadań. Mamy parę wątków i głównego bohatera, który snuje się po świecie jakby w apatii.


    Mimo, iż Relu bardzo przypomina Czarnego z Pokolenia Ikea, nie jest to dokładnie ta sama postać, nie jest tak zabawny, błyskotliwy i żądny seksu. Oczywiście nie oznacza to, że seks nie jest w Brudzie ważny, wręcz przeciwnie, jest motorem napędowym praktycznie wszystkich postaci. Jednak w tym wypadku jeśli dostajemy jakieś niedojrzałe chwalenie się zaliczaniem kobiet, to jest to pokazane jako żałosne, albo w formie rubasznej rozmowy bandy podstarzałych bardziej lub mniej facetów. Relu jest w tym wszystkim trochę zdystansowany i przez większość czasu wolałby, żeby wszyscy dali mu spokój. W sumie nic dziwnego, pewnie po pracy ma już dość cudzych problemów.


    Na pewno nie można powiedzieć, że autor dokonuje jakichś trafnych obserwacji społecznych, związkowych czy w temacie seksu, ale czuję tutaj dużo szczerości i takiego zwykłego życia. Oczywiście są wyjątki, gdy czasem strzela się nam w pysk zamierzenie błyskotliwą (niekoniecznie udaną) puentą. Wtedy czułem, że mówi do mnie autor, a nie bohaterowie. Na szczęście nie ma tego aż tak dużo. Piotr C. potrafi także rozśmieszyć mniej lub bardziej subtelnie. No i trzeba przyznać, że książkę czyta się przyjemnie i coś się w niej dzieje. Czyli autor poprawił się po Kobietach.


    No to jak to jest - dobre, może jednak niedobre? Ciężko powiedzieć. Jeśli oczekujesz po prostu sympatycznej książki do lekkiej lektury, to sięgaj śmiało. Jeśli chciałbyś mieć literaturę piękną pełną gębą, to nic z tego. Fanom Piotra C. mogę powiedzieć, że Brud przywraca nadzieję po poprzedniej jego książce, ale jest tu niestety za dużo podobieństw do Pokolenia Ikea. Mimo wszystko nie można tego nazwać biedną kopią. Jeśli nie znasz książek tego człowieka, to możesz śmiało sięgnąć po Brud.


    Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powieściozja - z książki „Mroki”

„Pani Ferrinu” nie kończy cyklu

Gdy rozepnie rozporek, ona ujrzy ogromnego, „Wyzwolonego” członka