„Katedra w Barcelonie” to lepsza bazylika niż powieść

Są dwa powody, dla których sięgnąłem po tę powieść. Po pierwsze mój przyjaciel lubi katedry, a tutaj katedra w tytule, na okładce też, także czemu nie przeczytać? Po drugie na tylnej okładce napisano, że jest to opowieść historyczna “w stylu słynnych FILARÓW ZIEMI Kena Folletta”. Na mnie taka rekomendacja zadziałała. Czy ma sens polecanie ludziom książek, używając innych książek, bez odpowiedniego powiązania? Na to pytanie odpowiemy sobie później, ponieważ książka to jedno, a wydawca to drugie. Należy się również pochylić nad tytułem, który jest słaby. W oryginale mamy
La Catedral del Mar, więc… czemu nie można było tego dosłownie przetłumaczyć? A jeśli Katedra od Morza brzmi głupio, to można było pójść w pełną nazwę kościoła, jak zrobiono w Katedrze Marii Panny w Paryżu - Katedra Najświętszej Marii Panny od Morza. Swoją drogą chyba coś mnie ominęło, ponieważ ten kościół chyba nie jest katedrą, a w samej powieści też nie jest nazywany w taki sposób.

Zaczynamy ostro - zgwałceniem, a potem de facto kolejnym, takim z przymusu. Bernat Estanyol właśnie się żeni, ale jako że jest chłopem, to jego pan korzysta z prawa pierwszej nocy. Żona Bernata zostaje upokorzona i ma po tym ewidentną traumę, ale to złemu panu nie wystarcza, ponieważ zaczyna on jeszcze bardziej gnębić młodą parę. Zdesperowany Bernat ucieka ze swoim małym synkiem przed karzącą ręką wielmoży do samej Barcelony. Tam życie dalej go nie oszczędza, ale stara się, żeby jego syn miał dobre życie. Wychodzi mu… no powiedzmy, że wychodzi. W każdym razie głównym bohaterem Katedry w Barcelonie jest właśnie syn Bernata, czyli Arnau Estanyol, który zaczyna z samego dołu, by ostatecznie wspiąć się wysoko. No i tutaj należy nadmienić, że porównania do Filarów Ziemi Kena Folletta są błędne. Ildefonso Falcones ponoć też się przygotowywał historycznie do pisania, ale nie napisał powieści tak monumentalnej, jak pan Ken. Ciężko mi opisać fabułę Filarów Ziemi, bo obejmuje ona wielu bohaterów i bardzo długi okres w ich życiu. Tymczasem Katedra w Barcelonie jest jednak poświęcona jednej osobie, wokół której toczą się losy innych postaci. I to może być bardzo niesatysfakcjonujące. Generalnie książka może rozczarować. Ostrzegam, że akcja pędzi w niej na łeb i na szyję i na wszystko inne. Falcones nie daje nam odetchnąć, czasami często i gęsto i przy tym też błyskawicznie przenosi akcję w przyszłość. Brak tutaj płynnych przejść.

No i właśnie przez tę decyzję artystyczną czytelnik często odnosi wrażenie, że postacie są bardzo płytkie. Jako że nagle spotykamy danego bohatera po kilku latach, autor musi nam wytłumaczyć, w jakiej sytuacji on pozostaje i dostajemy potem takie okropne, chamskie fragmenty ekspozycyjne, których nie tylko jest za dużo, ale które czasami są zwyczajnie niepotrzebne!

Na koniec chciałbym jeszcze nadmienić jedną rzecz odnośnie Filarów Ziemi - wydając je, Follett miał już na koncie trochę napisanych książek, tymczasem dla Falconesa jest to pierwsza powieść, dlatego też bezpośrednie porównania byłyby dość głupie. Ewidentnie pan Ildefonso nie ma jeszcze doświadczenia, które pewnie nabędzie wraz z kontynuowaniem procesu twórczego. Katedra w Barcelonie to bardzo dobra rozrywka, jest to jednak rozrywka pełna wad, czy też niedoskonałości, które mam nadzieję, że zostaną w końcu przezwyciężone. Polecam, ale z zastrzeżeniem, że nie należy nastawiać się na nic wybitnego.

Pozdrawiam serdecznie, Wilston Qoraqkos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Oby był to dobry „Omen”

„Nie oddam dzieci!”, ale zająć to się nimi nie zajmę!

To przykre, że życząc „Spełnienia marzeń!”, mamy na myśli uwolnienie się od patologii, nieszczęść i cierpienia, a nie na przykład kupienie sobie ładnego domu (ale w sumie go nie potrzebujemy, przecież zawsze go dostajemy u pani Katarzyny Michalak za pół darmo)